NIE ŚWIĘCI GARNKI LEPIĄ – INSTROSPEKCJA

utworzone przez kw. 18, 202081 Tajemnic, Adam Sornek, Maciej Bennewicz

1. „Nie możesz tak biernie siedzieć i czekać nie wiadomo na co?” – choć stwierdzenie pada z ust ucznia, który nie odnajduje radości w tym co robi, to jednak jest – w moim odczuciu – prawdziwe. Nikt za mnie nie przeżyje mojego życia. Nikt też mi nie da tego, czego pragnę, tego, co daje mi radość. Co sprawia, że czuję miłość – do siebie, do świata, do czynności, które kocham wykonywać. Ale też jedyne co mogę robić, to to, co muszę robić. A muszę i mogę robić, jedynie to, co kocham robić. W ten sposób koło się zamyka. Warto skończyć z robieniem w swoim życiu rzeczy, których nie kocha się robić. 

2. Ale stwierdzenie ucznia może być też nieprawdziwe. Bo gdy już się wie, co się kocha, to wtedy – paradoksalnie – w zasadzie można „tak biernie siedzieć i czekać na nie wiadomo co”. Mogę, gdyż karmi mnie głównie to, co robię, co kocham, czym się dzielę. Wtedy też moje potrzeby wobec świata materialnego drastycznie maleją. Jakby nakarmiony duch, załatwiał prawie wszystko, czego mi potrzeba. I może to brzmieć jak herezja, ale gdy duch jest nakarmiony formowaniem garnków (takich czy innych, to przecież metafora), ciału wystarczy zdrowa woda, jakiś dach nad głową, trochę marchwi, ziemniaków i cebuli, kawałek jabłka, trochę mąki i drożdży.

3. Świat nas nauczył, że „czegoś robienie” to konieczność. Większość ludzi, gdy nic nie robi, uważa, że leniuchuje, że marnuje życie, że zostaje w tyle, że coś im umyka – stoją w miejscu, zamiast biec. I to też może być prawda i nieprawda zarazem. Gdy robisz coś – musisz ciągle coś robić – by nie być z sobą, nigdy nie zostać sam na sam ze swoimi myślami, z prawdą o sobie, to robienie jest tylko ucieczką, mechanizmem obronnym ego. Wówczas ciągle musisz być czymś zajęty, bo gdy nie robisz nic, to zostaje ci tylko spotkanie z sobą. Niektórych właśnie teraz – w czasie zarazy – to dopada. Wówczas robią dla robienia, a nie z miłości do tego czy tamtego. Robienie dla robienia jest tłumieniem swojego niepokoju.

Każda prezentowana przeze mnie tutaj introspekcja (tekst „Ale o co chodzi”, czy też tekst z pytajnikiem „?”), to tylko moja insynuacja, dygresja, cudza (moja, jako autora) fantazja na temat tego, co koan Macieja zdaje się próbować przekazać.

I z tej choćby przyczyny interpretacja nie ma nic wspólnego ani z prawdą, ani rzeczywistością, ani tymbardziej Twoim życiem. Jesteś jedynym ekspertem w tej ostatniej dziedzinie. Ufaj zawsze i przede wszystkim sobie.

Tekst niniejszy to zaproszenie do spojrzenia na sprawę najpierw moim punktem widzenia i skłonienie Cię do własnej pracy nad koanem. A w gruncie rzeczy pracy nad samym sobą, swoim życiem, relacjami, przekonaniami i skryptami które sprawiają nieustannie, że powtarzasz schematy, żyjesz w swoistym Matrixie i czujesz (w taki lub inny sposób), że nie możesz się obudzić, wyrwać z impasu.

Moje interpretacje to tylko i wyłącznie jeden z setek, milionów, a nawet miliardów pomysłów na to jak opowieść metaforyczną Macieja zrozumieć. Masz prawo, a nawet obowiązek posiadać swoją. Jesteś kimś zupełnie innym niż ja i koany oraz ich interpretacje będą skłaniać Cię każdego dnia do zrozumienia tej oczywistej prawdy.

To dzięki pracy własnej, poszukiwaniu unikatowych, indywidualnych i „Twoich” odpowiedzi możesz dojść do sedna swojej egzystencji, prawdy o sobie. Prawdopodobnie zaczniesz żyć dokładnie tak, jak tego pragniesz.

Podejmij swoją pieśń.

4. Można też mieć postawę „robić albo nie robić” i bez względu na to, czy się robi, czy się nie robi, być w zgodzie z sobą, w spokoju i pokoju, wewnętrznej równowadze i harmonii. To postawa osoby, która kocha robić to co robi, a gdy tego nie robi, to sobie odpoczywa, cieszy się życiem, a może w pewnym sensie wydaje energię nagromadzoną podczas robienia tego, co kocha robić. Nie mam zresztą pewności, czy gdy robię to co kocham, to wydaję energię, czy tak naprawdę ją pozyskuję. Chyba jedno i drugie dzieje się naraz.

5. Zaraza, nie zaraza. Nie ma różnicy czy jest zaraza, czy nie ma zarazy, jeśli robimy to co kochamy. Po prostu to jest bez większej różnicy. Robię bo potrafię, bo lubię, bo kocham. I to jest najwartościowsza rzecz jaką mam, to w jakimś sensie część mnie. Nie mogę bez niej żyć, choć mogę bez niej żyć. Skoro jednak jest mi dana – ciało i okoliczności mi pozwalają – to z nią jestem. Bo ją kocham. A reszta jest tylko przemijającym tłem w radości wykonywania tego, co kocham wykonywać. Zaraza, nie zaraza. Co za różnica? Robię bo kocham. I mogę być przy tym troszkę bardziej głodny, mieć mniej banknotów w portfelu, gorszy telewizor, jednak mam to co kocham. Świat zresztą tak się zdaje być zorganizowany, że gdy z miłości się daje to co się kocha, to zawsze znajdzie się ktoś kto doceni, zobaczy, poczuje dar, który otrzymuje i jakiś grosz do czapki wrzuci, żeby na skromny posiłek, jakąś przysłowiową miskę ryżu wystarczyło. Dlatego czeladnik lepi te garnki i się nie zastanawia. Dlatego mistrz formuje dwa dni z rzędu garnek i się nie zastanawia nazbyt.

6. A jak odkryć miłość „do” czegoś, pasję? Mistrz odpowiada – kocha ten kto „w ulepieniu z mokrej ziemi pięknego talerza, który potem jest twardy, odporny, zdobny i wygodny” widzi cud. Cudem jest z różnych dźwięków stworzyć akord, z a kilku akordów jedną warstwę utworu. Później można z kilku instrumentów stworzyć kilka ścieżek, a z tych ścieżek wielowarstwową piosenkę. Cudem jest z sześciu tubek wycisnąć farbę, wziąć pędzel i namalować na kawałku płótna obraz, który zapiera dech. Cudem jest zrobić zdjęcie jeleniowi o wschodzie słońca na leśnej polanie na tle zamglonego jeziora. Cudem jest za pomocą swojego ciała stworzyć ruch i taniec, który u widza wywołuje łzy, ucisk w podbrzuszu i rozsadzające duszę emocje. Ulepienie z mokrej ziemi pięknego talerza, który potem jest twardy, odporny, zdobny i wygodny, jest cudem…

7. „Czy przeżyję następny dzień?” – to myślenie z poziomu lęku, braku zasobności, niskiego poczucia własnej wartości, braku wiary w siebie, swoje możliwości. To pytanie człowieka, który jest niezdolny dostrzec swój talent, a ten niewątpliwie ma, bo każdy ma. Wysokie poczucie własnej wartości bierze się z miłości – do siebie i do tego, co się w życiu robi, co się kocha. To samonapędzająca się maszyna – im więcej robię tego co kocham, tym lepiej się czuję, im lepiej się czuję, tym więcej tego robię. Ten kto robi coś z lęku, żyje lękiem i wtedy robi się podejrzliwy, gdy widzi spokój mistrza i jego czeladnika, którzy – jak zawsze, bez względu na okoliczności – robią to co zwykle. Zawsze trzeba robić swoje – lepić garnki.

#81. Uczeń nie kochał i nie rozumiał tego co robi. To nie była jego miłość i pasja. Dlatego musi odejść, znaleźć to, co jest jego, co go poniesie jak na skrzydłach. Z tego też powodu nie potrafił uszanować tego, co inni robią z miłości. A mistrz wystawił go na próbę – stłukł jego wazę zapewne by sprawdzić, jak uczeń zareaguje. I nie zareagował, bo nie kochał tego co robi, było to dla niego bez znaczenia. To – obok milczenia czeladnika, który się nie bronił – wystarczyło mistrzowi, by być pewnym tego co się wydarzyło w pracowni, zanim do niej wszedł. „W głowie się nie mieści, że ktoś mógłby celowo naszą pracę zniszczyć”. Bo nie słowa, a czyny i ich jakość decydują o jakości naszego życia. Nie święci garnki, obrazy, piosenki, wiersze, powieści i filmiki na YouTube lepią. Każdy z nas je lepi, a na pewno każdy może. Byle z miłości 🙂

***

Weź sobie z tego posta co chcesz. Możesz wziąć wszystko, możesz wziąć trochę, albo nie brać nic. Jeśli uważasz, że to wartościowa treść, udostępnij proszę. Dziękuję 🙂

Każda prezentowana tu introspekcja (tekst Adama z cyklu "Ale o co chodzi", czy też tekst z pytajnikiem "?"), to tylko insynuacja, dygresja, cudza (bo autora - Adama) fantazja na temat tego, co koan zdaje się próbować przekazać. I z tej choćby przyczyny nie ma nic wspólnego ani z prawdą, ani rzeczywistością, ani tymbardziej Twoim życiem. Jesteś jedynym ekspertem w tej ostatniej dziedzinie. Ufaj zawsze i przede wszystkim sobie! 🙂

Introspekcja to zaproszenie do spojrzenia na sprawę najpierw Adama punktem widzenia i skłonienie Cię do własnej pracy nad koanem. A w gruncie rzeczy pracy nad samym sobą, swoim życiem, relacjami, przekonaniami i skryptami które sprawiają nieustannie, że powtarzasz schematy, żyjesz w swoistym Matrixie i czujesz (w taki lub inny sposób), że nie możesz się obudzić, wyrwać z impasu.

Interpretacje Adama autorstwa to tylko i wyłącznie jeden z setek, milionów, a nawet miliardów pomysłów na to jak opowieść metaforyczną Macieja zrozumieć. Masz prawo, a nawet obowiązek posiadać swoją. Jesteś kimś zupełnie innym niż Adam i koany oraz ich interpretacje będą skłaniać cię każdego dnia do zrozumienia tej oczywistej prawdy. To dzięki pracy własnej, poszukiwaniu unikatowych, indywidualnych i „Twoich” odpowiedzi możesz dojść do sedna swojej egzystencji, prawdy o sobie. Prawdopodobnie zaczniesz żyć dokładnie tak, jak tego pragniesz.

Podejmij swoją pieśń.

81 – introspekcje

Ale o co chodzi?

Zastanawiasz się być może "o co w tym koanie chodzi?"... Nie każdy koan jest oczywisty. Taka jest potęga metafory...

"Ale o co chodzi" (dawniej introspekcje) są niejako wstępem i konspektem do mojej własnej interpretacji koanu. To po prostu draft, szkic, mapa myśli, pierwsze skojarzenia, które dotyczą przeczytanego koanu. Jest to przedsmak, wyłącznie zajawka 🙂 tekstu publikowanego w książce "81 Tajemnic" .

Podobnie powstawało "81 Tajemnic". Analizowałem post Macieja na blogu bennewicz.pl, a następnie w punktach wypisywałem te spostrzeżenia na temat rzeczywistości, które w moim odczuciu koan poruszał, które chciałem opisać w interpretacji. Później te punkty rozwijałem i tak powstawały całe rozdziały złożonej interpretacji.

Dzięki temu zmieniało się wszystko - ja, moje otoczenie, postrzeganie rzeczywistości, a potem decyzje i całe życie...

"Ale o co chodzi?" (introspekcje) na 81tajemnic.pl mają odrobinę inny cel i charakter. Są one zaproszeniem do pracy własnej Czytelnika - Twojej własnej pracy 🙂 

Możesz przeczytać koan, później introspekcję i podjąć decyzję, czy chcesz dokonać samodzielnej interpretacji. Obok znajduje się moja wstępna, szkicowa interpretacja, niejako zapowiedź i "kuchnia" tego, jak budowałem pełne interpretacje w "81 Tajemnic". 

Oczywiście interpretacje w 81 Tajemnic są dużo obszerniejsze niż skrótowa forma ... 

Zobacz przykładowy rozdział - koan i interpretację, aby rozpocząć własną pracę z tekstem: 

 

Nie święci garnki lepią – koan

– Nie ma na co czekać, trzeba działać! Trzeba coś robić, szukać rozwiązania! Nie możesz tak biernie siedzieć i czekać nie wiadomo na co?

Coś robienie w twoim wydaniu jest po prostu tłumieniem swojego niepokoju. W zasadzie wszystkich wokół irytujesz. – Na chwilę oderwał wzrok od garnka, który starannie pokrywał szkliwem. – Owszem biegasz, sprzątasz, poprawiasz ale nic z tego nie wynika. Popatrz na mistrza. Robi swoje. Nie święci garnki lepią, tylko my.

– Ale nikt ich nie kupuje, bo jest zaraza! Nikt nie myśli o nowych talerzach i kubkach, tylko o tym, czy przeżyje następny dzień. Spokój mistrza, podobnie jak twój, są podejrzane. Zarzucasz mi tłumienie, tymczasem obaj uciekacie w pracę zamiast coś robić.

– Na czym miałoby polegać coś robienie, twoim zdaniem? – Stary czeladnik zabrał się za kolejny garnek gotowy do szkliwienia. – Na ucieraniu leczniczej mikstury? Na tym się nie znamy. Na leczeniu chorych? Tego też nie potrafimy. Nie wiemy nawet jak zaraza się rozprzestrzenia. Na biczowaniu się za grzechy, jak postępują sąsiedzi? To tylko osłabia ciało. Na modłach do Boga? Po co się modlić do Boga, który nas karze? Gdyby był miłosierny jak mówią, nie uśmiercałby niewinnych dzieci i samotnych wdów. Robimy garnki. Zawsze trzeba robić swoje.

 – Na co komu garnki, jeśli nikt nie wie, czy dożyje jutra a nawet jeśli dożyje, nie będzie potrzebował garnków, bo nie będzie miał co do nich wsadzić – Rzucił o ziemię dzbankiem, który niósł do pieca. Gliniany, surowy czerep rozpadł się na kawałki.

Czeladnik wstał, powoli odłożył poszkliwiony garnek na stojak, otarł ręce w fartuch, podszedł do ucznia i z całej siły walnął go w twarz otwartą ręką, aż ten zatoczył się i upadł.

– A teraz idź do mistrza i poskarż się, że dostałeś w gębę i powiedz z jakiego powodu – rzekł.

– Wtedy mistrz też mi da w gębę. Nie znosi, gdy garnki się tłuką – uczeń pocierał obolały policzek.

– Nie: się tłuką a ty stłukłeś całkiem zgrabny dzban. Mistrz nie tylko nie lubi, gdy garnki się tłuką, bo to marnotrawstwo jest, ale nie akceptuje celowego zniszczenia a nawet powiedziałbym, że w głowie mu się nie mieści, że ktoś mógłby celowo naszą pracę zniszczyć. Coś chciałeś zrobić, to teraz rób. Ja kłamał nie będę. Gdy mistrz spyta: jak po wyjęciu z pieca wygląda dzban, co go dwa dni formował, powiem prawdę.

– Toż on mnie z praktyki wyrzuci! Nie możesz mu prawdy powiedzieć! – Krzyknął uczeń i zerwał się na równe nogi. Ze stołu porwał nóź, którym zamierzał ugodzić czeladnika lecz zanim zdołał się zbliżyć potknął się i zawadził nogą o stojak ze schnącymi garnkami. Stojak zachwiał się i runął. Na podłodze leżały teraz garnki i talerze, a właściwie skorupy, kilkudniowa praca mistrza, czeladnika i kilku uczniów. Pośród skorup gramolił się uczeń, w dodatku broczący krwią, gdyż upadając ugodził się nożem. Rana na brzuchu obficie krwawiła.

W tej samej chwili do pomieszczenia wbiegł mistrz, dwaj pozostali uczniowie, żona mistrza i trójka ich dzieci.

– To on, to wszystko jego wina! – Krzyknął uczeń zwijając się z bólu. – Chciał mnie ugodzić nożem ale w ostatniej chwili odskoczyłem. Chciał na mnie zrzucić winę za potłuczone garnki, mistrzu! Chciał mnie zabić, żeby zatuszować swój błąd!

Czeladnik nic nie powiedział. Tylko znów otarł dłonie. Dzieciaki popatrywały jeden na drugiego. Pani garncarzowa podniosła kilka skorup i obejrzała je z niedowierzeniem, jakby pierwszy raz w życiu widziała potłuczony garnek. Uczniowie schowali się za plecy mistrza zatykając usta w nerwowym chichocie.

– Nie wiem, co tutaj zaszło. I nie chcę wiedzieć. Wiem jedno. Mój czeladnik z pewnością mógłby kogoś zabić, bo to łotr ale nigdy, nigdy przez siedem lat nie stłukł ani jednego garnka. Bo dla niego ulepienie z mokrej ziemi pięknego talerza, który potem jest twardy, odporny, zdobny i wygodny, jest cudem. – Rzekł mistrz. – Żono, opatrz ranę tego ucznia, daj mu bochenek chleba i gomółkę sera, a potem wyrzuć go na ulicę.

– Ale to najzdolniejszy twój uczeń, mężu. – Silna kobieta chwyciła chłopca za rękę pomogła mu wstać i obejrzała ranę. – Wielekroć mówiłeś, że jego zdobienia są unikalne a dzbany i garnki uzyskują dobrą cenę. Nie warto się go pozbywać, mężu! Latem miał zostać czeladnikiem.

– Opatrz ranę tego ucznia, daj mu bochenek chleba i gomółkę sera, a potem wyrzuć go na ulicę. – Powtórzył mistrz.

– Ale… –  Pani grancarzowa nie ustępowała. Lecz zanim zdążyła dokończyć, co zamierzała powiedzieć, mistrz podszedł do stojaka, na którym suszyły się wazy czekające na drugie wypalenie. Wziął największą, pięknie zdobioną przez rannego ucznia, podszedł do żony i roztrzaskał wazę u jej stóp, po czym rzekł raz jeszcze, cedząc każde słowo:

 – Opatrz ranę tego ucznia, daj mu bochenek chleba i gomółkę sera, a potem wyrzuć go na ulicę.

„81 Tajemnic”

Książka o przebudzeniu

„Przebudzenie” człowieka – jakkolwiek je rozumieć – staje się tematem powszechnego zainteresowania ludzi odczuwających niedosyt, czy pustkę. Ma to silny związek z kryzysem religii jako takiej, która poza rytuałami, nie potrafi dać człowiekowi niczego, co doprowadziłoby jego egzystencję do pełni szczęścia, akceptacji, miłości, a w konsekwencji do lekkości i nieomal pełnej zgody na wszelakie okoliczności zewnętrzne.

Książka zaprasza Cię do podróży Adama wgłab siebie. Będziesz jej świadkiem i obserwatorem, dzięki czemu możesz stworzyć własne interpretacje opowieści metaforycznych i przebudzić się na swój indywidualny sposób.

Dzięki książce możesz w końcu zrozumieć, że wszystko jest z Tobą w porządku – potrzebujesz po prostu wszelkich pytań, odpowiedzi (i rozwikłania tajemnic) poszukać w sobie, nie zaś na zewnątrz siebie. Opowieści zawarte w książce każdy może zinterpretować inaczej – nie ma tu dobrych czy złych odpowiedzi.

Najważniejsze jest jednak odkrywanie siebie – największej tajemnicy.  .

O autorach

Maciej Bennewicz

Mówi o sobie: artysta; pisarz, poeta, mentor; superwizor; założyciel Instytut Kognitywistyki; autor ponad trzydziestu książek, w tym wielu podręczników
i poradników z dziedziny psychologii
i rozwoju osobistego uznawanych za kultowe; przyjaciel zwierząt i opiekun ludzi… a czasem odwrotnie.

Posiada 20 letnie doświadczenie w branży szkoleń skierowanych do biznesu oraz 30 letnie doświadczenie w pracy z ludźmi
w różnych nurtach terapii i rozwoju osobistego.

Adam Sornek

Z zawodu jest prawnikiem – adwokatem. Praca nad „81 Tajemnic” była jedną z przyczyn dla których postanowił zrezygnować z pracy zawodowej na sali rozpraw. Przestał być człowiekiem konfliktów.
Dziś pomaga ludziom – dba o swój rozwój i rozwój innych. W pierwszym najbardziej pomaga mu sztuka (pisarstwo, muzyka),
w drugim wiedza i doświadczenie zdobyte w Instytucie Kognitywistyki Macieja Bennewicza.
Czynnie pracuje jako coach i mentor.

Zapraszamy do kontaktu...