Masz dokładnie to czego chcesz
Od pewnego momentu naszego życia, każdy jego etap jest wynikiem podjętych decyzji, dokonanych wyborów. Szkoła średnia, pierwsza partnerka lub partner, praca, decyzja o dalszej edukacji, kariera zawodowa, rozwój osobisty. Później kolejna praca, następny partner, nowy mąż czy żona itd. Każdego dnia, w każdej godzinie i sekundzie pojawia się możliwość jakiegoś – mniejszego lub większego – wyboru. Realna, zauważalna, wręcz dotykalna albo występująca wyłącznie jako skryty potencjał, który gdy zostanie spostrzeżony i wykorzystany, wprowadzi kolejną zmianę do twojej egzystencji. Oczywiście, o ile go zauważysz, zrozumiesz jego znaczenie i coś z tym zrobisz. Wybory i zmiany wprowadzają twoje życie na nowe tory. W tym sensie są one jak zwrotnice kolejowe. Jeden prosty – choć często, z pozoru, trudny – wybór i nowa rzeczywistość, nowa jakość.
Z tych powodów nie masz prawa narzekać – na życie, los, boga, pecha, czy cokolwiek (kogokolwiek) innego. Jeśli sądzisz, że twoje życie to udręka, to tylko dlatego, że wybrałeś udrękę. Gdy jesteś zdania, że twoja egzystencja to raj na ziemi, to jesteś w raju, gdyż wybrałaś raj. Oczywiście możesz sądzić, że ci którzy wiodą rajskie życie na ziemi są szczęściarzami, zostali dotknięci ręką boga, obdarzeni jakąś niebiańską energią, nadzwyczajnym fartem. Mam jednak zła wiadomość, a może właściwie dobrą – nic z tego. To nie tak. To tak nie działa. Jedni (udręczeni) od drugich (szczęściarzy) niczym się nie różnią poza podjętą decyzją o wyborze drogi (czy dalszej drogi). Pierwsi chcą udręki, drudzy raju. Jedni potrzebują polec na krzyżu by żyć, drudzy chcą od razu zmartwychwstania i droga krzyżowa ich nie interesuje. Ani trochę. I każdy z nich dostaje dokładnie to, czego chce.
I teraz pewnie myślisz „łatwo powiedzieć”. Być może chcesz mnie przekonywać „no ale taki wybrałem zawód i już za późno, by coś zmienić”, „to moja żona od 20 lat, a żony się po takim czasie nie zmienia”, „wprawdzie się na mnie wyżywa, gnoi mnie i poniża, ale przecież na lepszego nie trafię”, „muszę jakoś na to wszystko zarobić”, „mam kredyty i dzieci na utrzymaniu”, „to jedyne co naprawdę umiem, nie jestem w stanie szukać innej pracy”, „moi znajomi tacy już są”, „osiągnęłam szczyt szczytów w tej firmie” itd. itp. etc.
Naprawdę wierzysz, że scenariusz wedle którego toczy się twoje życie to prawomocny i ostateczny wyrok? Wszystko możesz zmienić, w dodatku na każdy temat – kluczowy i poboczny. Możesz zmienić myślenie o swojej pracy, partnerze, źródle zarobkowania, umiejętnościach, środowisku z którym na co dzień przebywasz.
Ze zmianą myślenia przyjdzie zmiana wszystkiego tego, co cię męczyło, raniło, krzywdziło. Zapytasz pewnie: „a co gdy z jakichkolwiek powodów nie mogę lub nie chcę zmienić myślenia?”. Jeśli nie możesz zmienić myślenia o tym co jest, zmień to co jest. Możesz przecież zmienić pracę, partnera, sposób zarabiania, zdobyć nowe umiejętności, zatroszczyć się o nowe znajomości i środowisko, przy którym będziesz czuć się dobrze i wzrastać. Zmienić powinnaś (musisz!) zwłaszcza w sytuacji, w której pozostanie przy dotychczasowym myśleniu rani ciebie lub innych ludzi. Wówczas dla dobra swojego i innych musisz zmienić postępowanie. Czyli pójść inną drogą.
Zarówno zmiana myślenia jak i zmiana w działaniu są wyborem, czyli zrozumieniem że z „mam to czego nie chcę” (stare) możesz przejść do decyzji „będę mieć to czego chcę” (nowe). Co ciekawe i paradoksalne, każde „mam to czego nie chcę” jest wynikiem i efektem uprzedniego „będę mieć to czego chcę”. Bo to czego chcesz (w przyszłości) jest efektem, wynikiem twojego przeszłego działania, które w zamierzeniu miało cię doprowadzić do tego, czego pragnęłaś, pragnąłeś, o czym myślałaś, że to ostateczny cel podróży… jednak takie się to – kolejny raz – okazało nie być. Każde nowe wcześniej czy później staje się stare, powszednie, znane, typowe.
Problem w tym, że życie, świat, natura egzystencji nie znosi stagnacji, bezruchu, monotonii i bierności. Dlatego każde osiągnięcie celu („mam to czego chciałem”) w gruncie rzeczy – wcześniej czy później – rozpoczyna etap „mam to czego już nie chcę”. To wynik swoistej inflacji, rozpadu idealnego obrazu, jego starzenia się i zużywania – od nowości do starości. Znasz to na pewno. Dopóki trwała edukacja przesuwałeś się po linii życia od celu do celu, od jednej podróży do kolejnej. Podobnie też było w pracy, tak długo jak długo wierzyłeś, że możesz osiągnąć coś więcej, piąć się na szczeblach kariery. Jednak najprawdopodobniej, w pewnym momencie zrozumiałeś, że nie chcesz albo nie możesz już iść dalej. To był początek końca tego etapu – proces stagnacji, który może się zakończyć dwojako: podjęciem decyzji o dalszej, częstokroć nowej drodze albo cierpieniem w monotonii – do końca twoich dni.
Z tych powodów życie to nieustająca podróż od „chcę” (cel zamierzony) do „mam, bo chciałem” (cel zrealizowany). Później zaś nastaje „mam i już nie chcę” (cel zrealizowany na etapie stagnacji, starzenia się), które prowadzi do kolejnego „chcę” (nowy cel zamierzony). Od starości do nowości, od nowości do starości. I tak w kółko. Gdy się zatrzymasz przy pierwszym kluczowym osiągnięciu życiowym, czeka cię stagnacja, monotonia, rutyna. A te jak wiadomo zabijają. Śmierć za życia. Wówczas jedynym usprawiedliwieniem twojej bierności jest powiedzenie sobie: „życie mi się przydarza”, „nie mam szczęścia”, „life sucks”. To wynik niezrozumienia przez ciebie prawdy, która sprowadza się do prostych słów „czas iść dalej”, „musisz się nadal rozwijać”, „życie to podróż”. To nie życie cię zabija, lecz stagnacja, która jest wynikiem przedwczesnego zakończenia podróży. Osiągnąłeś jakiś ważny cel, dotarłaś do pewnego portu i z jakiegoś powodu wierzysz, że to koniec drogi. A życie się nie kończy na twoich jednostkowych celach i planach. Trwa bez względu na twoje sukcesy. A ty pewnie czujesz zaskoczenie, rozczarowanie, że z jednej strony przygoda się zakończyła, a z drugiej nie ma tego wielkiego, niekończącego się „WOW”. I nie będzie, bo podróż zwana życiem nigdy się nie kończy. Gdy docierasz do jakiegoś celu (portu), od razu nadchodzi czas by przygotować się do kolejnej podróży, kolejnego etapu. Odbierz nagrodę, wykąp się, przebierz i spakuj – jutro wyruszysz w nową podróż.
Tak samo jest z wejściem na górski szczyt. Nie cel jest kluczowy, a cała podróż. Osiągnięcie szczytu, to tylko kilka sekund, minut, a w gruncie rzeczy chwila. Poprzedza ją wiele godzin wysiłku, przygotowań, drogi. A po niej – po zdobyciu góry – nadchodzi pora wydatkowania energii na drogę powrotną. Szczyt – jako cel – zasłania to co najważniejsze – drogę, która do niego prowadzi (i od niego prowadzi). W niej jest zawarta cała słodycz podróżowania. Zaś w osiągnięciu szczytu kryje się – jak się zdaje – jedna tylko istotna informacja, że to czas, by zrobić kolejny krok. Być może gdzieś znajduje się taki szczyt, taki cel, takie osiągnięcie, które będzie największym twoim odkryciem na swój własny temat. Być może tam przestaniesz podróżować, gdyż to stan, w którym na stagnację w twoim życiu już nie będzie miejsca. A może osiągnięcie tego celu zmieni wymiar twojej egzystencji? Cokolwiek to znaczy. Nie dowiesz się, jeśli nie będziesz podróżować, próbować…
„A katastrofy, choroby, klęski, to też wybór?” – pewnie zapytasz. Być może tzw. okoliczności obiektywne też są wyborem. Być może świat na wszelkie możliwe sposoby chce ci pokazać „nie to miejsce”, „nie ten partner”, „nie ta praca”, „nie ci ludzie”, „nie te relacje”, „nie to zachowanie”. To co traktujesz jako okoliczności obiektywne i niezależne od ciebie zacznij traktować jako lekcje. Być może gdy odrobisz wynikające z nich zadanie domowe, lekcje znikną i wówczas nawet to co obiektywne stanie się wynikiem twojego wyboru. Może tak być, na początek uwierz na słowo.
Życie ci się nie przydarza. Życie które wiedziesz, jest twoim wyborem. Tylko i wyłącznie wyborem. Możesz co najwyżej powiedzieć, że nie wybrałeś sobie rodziców, nie zadecydowałaś o rodzinie, w której się urodziłaś [1]. Masz to co masz, gdyż tego chcesz. Tak zdecydowałaś, zdecydowałeś.
A jeśli twierdzisz, że masz to czego nie chcesz, to – obawiam się, a nawet jestem pewien, że – w gruncie rzeczy i tak tego chcesz, ponieważ pomiędzy „mam i chcę”, a „mam i nie chcę”, jest tylko jedna różnica – wybór. Wybór rozumiany jako gotowość zmiany tego co chcę i mi nie służy (stare), na to czego chcę i co mi będzie służyć (nowe). Na jakiś czas, a przy starannych wyborach, najprawdopodobniej, od pewnego momentu, już na zawsze (∞).
I również myśli – które myślisz – też się same nie myślą. Są twoim – często nieświadomym – wyborem. Możesz jednak je zauważać, a z czasem zmieniać i w ten sposób mieć to co chcesz – czyli tylko takie myśli, które dają ci to, czego naprawdę potrzebujesz. Dam głowę, że chodzi o radość… albo nie dam, jest mi jeszcze potrzebna do napisania kilku ważnych dla mnie przemyśleń.
Warto też przeczytać:
Koan o dorosłości Macieja Bennewicza: https://blog.bennewicz.pl/doroslosc-trzeci-koan-dla-joanny/
Zapowiedź książki „81” – https://autobusikanapa.pl/zapowiedzi/
Kancelaria: https://www.prozam-kancelaria.pl
Kurs coacha w Instytucie: https://instytutbennewicz.pl/coaching/
[1]: Choć i na ten temat zdarzają się teorie odmienne, z których zdaje się wynikać, że nawet akt urodzenia jest wyborem.
Photo by Alexandra on Unsplash, Photo by Elijah Macleod on Unsplash, Photo by Natosha Benning on Unsplash, Photo by Jerin J on Unsplash, Photo by Caroline Hernandez on Unsplash, Photo by Simon Maage on Unsplash, Photo by Nathan Dumlao on Unsplash