Diagnoza, czy wyrok śmierci?

utworzone przez | gru 10, 2020 | Blog

Andrzej był otyły. Może nie był grubasem, ale miał taki piwny brzuch, mimo że nie pił piwa od lat. W ostatnim czasie o siebie bardzo dbał, ponieważ przeszedł chorobę i okoliczności zmusiły go do suplementacji, picia ziół, ograniczenia spożycia tego, co jego ciału jest zupełnie niepotrzebne. Nawet przez pewien czas nie jadł ciasta – żadnego ciasta. A gdy zjadł, to czuł, że wszystko w jego funkcjonowaniu się zmienia i podejmował decyzję, że więcej nie zje. Podobnie było z kawą. Nagle przestał pić.

Andrzej miał to do siebie, że co jakiś czas niewyraźnie się czuł. Coś go – jak mówił – napierdalało bez powodu. Spadał mu nastrój, czuł się po prostu gorzej. Chodził po różnych specjalistach – od kręgosłupa, masażystów, dietetyków. Chciał zrozumieć co robi nie tak, że czuje się … nie tak.

Zapisał się do znanej dietetyczki, która zleciła mi badania. No ale że był w ostatnim czasie chory, to z badaniami krwi poczekał do czasu, aż wyzdrowieje. No i wyzdrowiał i pojechał pobrać krew. W tym czasie czuł się dość dobrze. Dobrze spał, dość dobrze się odżywiał, czas niedawnej choroby sprawił, że był wypoczęty, pełny sił i nawet był bardziej aktywny niż dotychczas.

No i pojechał zbadać krew. Wykonał badania które zleciła Pani dietetyk, plus dobrał sobie parę innych, w tym przeciwciała covid aby sprawdzić, czy zarazę ma za sobą. Zapłacił 1030 zł za badania krwi. Masakra – pomyślał, ale wiedział, że wydał przez ostatni rok wielokrotności tych kwot na różne inne swoje zainteresowania – te duchowe i te próżne.

W dniu badania późnym popołudniem odebrał telefon.

– Pan Andrzej? – zapytał damski głos w słuchawce.

– Tak, Andrzej Waligórski przy telefonie – odpowiedział.

– Proszę pilnie stawić się po odbiór wyników i udać się do lekarza.

– Rozumiem, czy może Pani powiedzieć jakiego wskaźnika dotyczy ta sytuacja? – zapytał.

– Witaminy D – odpowiedziała. – Pan ma dostęp online, więc może sobie Pan wynik pobrać.

– Dziękuję – pożegnał się i rozłączył rozmowę.

Szybko zalogował się do laboratorium online, by sprawdzić wynik. Ale wyniku nie było, więc zadzwonił pod numer z którego odebrał połączenie, by się dowiedzieć, jak ma pilnie iść do lekarza skoro nie ma wyniku online?

– Proszę Pani ale online nie ma tego wyniku – stwierdził zaniepokojony.

– Bo wyniki się synchronizują o 15:00 i 20:30.

– A czy może mi Pani powiedzieć, czy mam niedobór czy nadmiar tej witaminy?

– Ja jestem tylko pielęgniarką, interpretacja wyniku należy do lekarza.

– Rozumiem, do usłyszenia. – odłożył słuchawkę.

Andrzej zbladł. Zaczęła boleć go głowa. Dostał biegunki myśli. Przypomniał mu się serial „Klan”, jeden z pierwszych odcinków, które widział gdy był jeszcze dość młodym człowiekiem. W filmie farmaceutka z apteki telefonowała do klientki – matki małego pacjenta, niemowlaka – aby ją ostrzec, że wydała jej lek w złej dawce i to grozi śmiercią dziecka.

Andrzej poczuł, jakby jego życie było poważnie zagrożone, jakby natychmiast miał podjąć działania ratownicze. No ale wyniku nie miał, wiedzy również. Poszedł do łazienki zmierzyć ciśnienie krwi: 160/115. Czuł się faktycznie źle. Zaczęło go boleć w klatce piersiowej.

No i czytał o witaminie D: co się dzieje przy nadmiarze, co przy niedoborze. Niedobór – zwiększa ryzyko chorób serca związanych z nadciśnieniem. Nadmiar – zaburzenia pracy serca, gromadzenie się wapnia w tętnicach. I zaczął czuć, że ma poważny problem z sercem. Biło jak oszalałe, oddech miał płytki. Zaczął się zastanawiać, czy może ma stan przedzawałowy, albo grozi mu udar mózgu.

O 20:30 sprawdził wynik. Witamina D przekroczona na maksa. Poziom zdaniem opisu na wyniku „toksyczny”.
Andrzej brał sporo witaminy D3 w ostatnim czasie. Rano 10 000 IU, wieczorem 10 000 IU, brał bo był chory i brał bo miał zawsze niedobory. Poza tym jest zima i mało słońca. Gdy dalej badał sprawę okazało się, że poziom z wyniku wcale nie jest toksyczny. Był toksyczny tylko na wyniku, bo z różnej literatury i opracowań wynika, że dopiero dwukrotność tej wartości jest toksyczna. Po prostu lekarze i laboranci bronią się – pewnie słuchając wskazówek WHO – przed odpowiedzialnością za to, że ktoś będzie miał za dużo witaminy D, a wynik pokaże, że wszystko jest OK, że jest zdrowy. Więc zaniżają…

Napisał do swojej lekarki – homeopatki. Wysłał też wynik dietetyczce. Zrelacjonował im, co się stało i poprosił o pomoc. Pierwsza napisała „Proszę zadzwonić jutro o 12:00, nie ma się czym przejmować”. Dietetyczka wyjaśniła: „Dzień dobry Panie Andrzeju, spokojnie, wartości w Polsce są zaniżone. Normy funkcyjne badań laboratoryjnych są całkiem inne. Będę o tym mówiła na spotkaniu. Na chwilę obecną wszystko jest okJednak samo przyjmowanie dużych dawek hormony D bez sprawdzenia pewnych rzeczy (to jest hormon…nie witamina) może się źle skończyć – będę tłumaczyła na spotkaniu. Na chwilę obecna nie trzeba nic z tym robić.”.

Uspokoił się. Przeanalizował na chłodno sytuację i zrozumiał.

– Dzwoni do mnie pielęgniarka, która nie interpretuje wyników i wprowadza we mnie poczucie zagrożenia życia i konieczności pilnej interwencji lekarskiej. Nie interpretuje, ale poprzez ukrytą interpretację wprowadza stan lęku. – prowadził wywód w głowie.

– Wprowadza stan lęku, ale wyniku nie ma i nie mogę go zobaczyć, muszę czekać. Do tego sam wynik zaniża wskaźniki i wprowadza mnie w stan choroby, mimo że czuję się zdrowy. Sugestia że coś jest ze mną nie tak wprowadza mnie w jeszcze większy stan choroby.
Poczuł się lepiej. Wcześnie poszedł spać. Wyspał się, rano wszystkie objawy, które miały go jeszcze wieczorem zabić, minęły. Odstawił suplementację witaminą D.

Podjął decyzję, że już nigdy nie będzie z zachodnią medycyną zdrowia rozmawiać na temat swoich wyników, a skorzysta z niej tylko wtedy, gdy będzie to konieczne dla zachowania życia, gdy inne metody zawiodą.

Znał wystarczającą liczbę specjalistów, którzy ani nie wmawiają mu, że jest chory, ani nie wywołują w nim lęku, że jego życie jest zagrożone. Zrozumiał, na własnej skórze, to co czytał w różnych mądrych księgach: ludzie umierają nie na choroby, a na diagnozy. Gdyby uwierzył niektórym lekarzom, których spotykał na swojej drodze, już by nie żył i miał poważne problemy urologiczne.

Photo by ThisisEngineering RAEng on Unsplash.

 

 

Tak nie wygląda życie. Tak nie wygląda rodzina – żadna. Przestań pozwalać komukolwiek na tworzenie w Twojej świadomości czy głowie fałszywego obrazu rodziny. Z twoją rodziną jest wszystko w porządku, nawet jeśli inni myślą inaczej i od lat żyjesz w przekonaniu że tak nie jest. To sprawa całkowicie względna.

Wiedz, że nie ponosisz żadnej odpowiedzialności, za to, że Twoja rodzina nie jest (nie była) „taka idealna” jak kreuje ją obraz mass mediów. Żadna, absolutnie żadna, taka nie jest. W rodzinach są kłótnie, zakały, owdowienia i inne mniejsze lub większe katastrofy. W każdej rodzinie jest to, co jest kwintesencją życia. W tym traumy, grube traumy. Zawsze jest ktoś, kogo wedle większości „trzeba” się wstydzić. W każdej rodzinie, bez wyjątku. Często zdarza się przemoc, rozwody, kłótnie, walka o dzieci, zdrady, alkoholizm, czy inna forma uzależnienia od jakiejś substancji obiecującej krótkotrwałe i destrukcyjne poczucie ulotnego szczęścia.

Ileż można żyć z kompleksem, że posiadana rodzina nie jest idealna? Żadna nie jest. A czym do cholery miałby być ten rzekomy ideał? Co ci może dawać takie mówienie i myślenie na temat siebie i swoich bliskich? Czy to zbuduje Twój szacunek do samego siebie? Czy pozwoli Ci akceptować i szanować najbliższe Ci osoby, bez względu na to jakie one są, czy były w przeszłości? Poza tym, czy Twoi przodkowie odpowiadają za to jacy byli, jak wychowywano ich i ich przodków. Czy dziecko ponosi odpowiedzialność za kompetencje swoich rodziców? Czy można powiedzieć, że rodzice są temu „winni”, skoro ich rodzice nie dawali rady? Wina jest teraźniejszością dla tych, którzy żyją przeszłością…

Wielce prawdopodobne, że powtarzasz schematy i model funkcjonowania oraz postępowania panujący w Twojej rodzinie od lat. Być może setek lat. Albo tysięcy lat. Ty po swoich rodzicach, oni po swoich itd. Można sięgać wstecz bardzo daleko. Parę, paręnaście pokoleń wstecz. A pewnie i dalej. Po co kogokolwiek winić za to jaki jest, za to że ani sam, ani z pomocą kogokolwiek nie znalazł sposobu, by wyłamać się z panującego, jedynego słusznego od lat i pokoleń schematu. Każdy rośnie w swoim tempie, po swojemu, wg jakiegoś boskiego planu.

Spotykałem się w życiu rodzinnym – swoim i znanych mi dość dobrze ludzi – z nieomal wszystkim, co odstawało od telewizyjnych norm: z przemocą, awanturami, wyrywaniem włosów, przewracaniem mebli, tłuczeniem szkła, samobójstwami, chorobami psychicznymi, uzależnieniami od używek, gniewu i chaosu.

Spotykałem się też z biedą, brakiem wykształcenia, niskimi pobudkami, płytką ambicją, pamiętliwością, goryczą, złością, rywalizacją, zawiścią, nienawiścią. Aż wreszcie z nowotworem, zawałem, śmiercią i sieroctwem. Jestem jednak pewien: nikogo nie winię – ani w swojej rodzinie, ani w czyjejkolwiek. Przestałem sobie mówić, że ta czy tamta rodzina jest zła, niekompletna (niepełna), dysfunkcyjna, taka, sraka, czy owaka.

Moja rodzina była – co oznacza, że, była taka jaka była. Nie inna. Do czego miałbym ją porównywać, skoro była jedyną jaką tak naprawdę na wylot znam. Prawdziwa w swej odmianie. Jedyna w swoim rodzaju. Nie była ani lepsza, ani gorsza od jakiejkolwiek innej. Kto miałby to oceniać i jak? Gdzie jest wzorzec? Kto go ustanowił? Jakim prawem?

Moja rodzina była (i po części nadal jest) po prostu „moja”. W tym znaczeniu była prawdziwa, unikatowa i na swój szczególny sposób idealna, doskonała, choć najlepszym określeniem by było „specyficzna”, „unikatowa jak odcisk palca”. Właśnie taka pozwalała mi wzrastać, rozwijać się, naprawić część błędów poprzednich pokoleń, a być może poprzednich wcieleń. I to że nie miała nic wspólnego z obrazem idealnym promowanym przez media, czy romansidła, nie zmienia faktu, że idealna w swój nietuzinkowy sposób była. Dała mi siłę i glebę do wzrostu. Dała mi głębię. Bez niej nie byłoby tego, co właśnie czytasz. 

Przestań wierzyć w kłamstwo, że są rodziny, w których się wszystko zgadza od A do Z. Co by to zresztą miało znaczyć „zgadza się…”? Przestań wierzyć, że gdyby taka rodzina istniała, to czułabyś się w niej dobrze. Ile masz radości z deszczu, gdy ciągle świeci – od paru dni lub tygodni – słońce? Ile masz radości ze słońca, gdy pada ciągle deszcz. Falowanie i spadanie. „Upadek to tylko ruch”. Czasem spadasz by wzrastać. Obraz idealny to obraz nierzeczywisty. Znajdź idealne drzewo albo idealnego liścia…

Photo by Simon Rae on Unsplash