Na pewno znasz takich ludzi, którzy Ci w jakimś sensie nie odpowiadają, nie pasują, denerwują, wkurzają… przyprawiają o mdłości i gęsią skórkę. Być może spotykasz kogoś takiego każdego dnia. Gość mijany na ulicy, który dziwnie się patrzy. Dziecko zachowujące się w sposób – w Twojej ocenie – nie przystający. Może to być kloszard (albo nawet pijany i nieprzyjemnie pachnący menel), przerośnięty koks, mały ciągle podjadający tłuścioszek, gwiazda telewizyjna, ciekawska sąsiadka,

Twój domownik i jego porozrzucana po domu bielizna, pretensjonalny mąż przyjaciółki, zarozumiała żona szefa, ciągle pijący wuj Karol, plotkująca ciotka Helena, Genowefa, która przerobiła już wszystkie możliwe operacje plastyczne i dalej nie występuje u Wojewódzkiego. Miłosz, Karol, Józek, Maria, Zofia, Karolina … Znasz ich, na pewno. Ciągle ich spotykasz. Wiesz o kogo mi chodzi. Jestem pewien, że wiesz. Tacy ludzie co do których od razu uważasz (lub czujesz), że coś z nimi nie tak. I nawet zdarza Ci się pod nosem lub w skrytych myślach rzucić szorstki epitet, gdy widzisz, spotykasz albo nawet pomyślisz. Jeśli nie wiesz o czym mówię, przestań natychmiast czytać i wracaj do swoich spraw. Zajmuję Twój cenny czas – serio! Chylę przy tym czoła.

 

Złudzenie

Jeśli jednak wiesz o kim mówię, odpowiedz sobie na pytanie czego Cię to uczy? Istnieje pewna prawidłowość rządząca naszą rzeczywistością, której często nie rozumiemy, a gdy rozumiemy, to zapominamy. Sam często zapominam, choć z całych sił staram się tego pilnować. To tylko złudzenie, że nie lubimy ludzi za to jacy są. Problem nie dotyczy „nich” („ich”) tylko „nas”. Tak nas, czyli Ciebie szanowny Czytelniku i mnie – autora tego posta.

 

Gdy nie lubię wrzeszczących dzieci, to dlatego, że nie akceptuję w sobie wrzeszczącego dziecka. Gdybym dawał sobie zgodę na wrzeszczenie jak dziecko i nie karcił się za to, nie przeszkadzałyby mi inne wrzeszczące pociechy. Nie lubię bałaganiarzy, bo nie akceptuję bałaganiarstwa w sobie (i to niezależnie od faktu, czy bałaganiarzem jestem – bo w pewnych sytuacjach jestem, czy nie jestem – bo w pewnych nie jestem). Nie lubię ludzi nie szanujących potrzeb innych, bo nie czuje się dobrze, gdy nie szanuję potrzeb innych ludzi. Nie lubię leniwych, bo nie lubię w sobie lenistwa. Nie lubię lekkoduchów, bo nie akceptuję w sobie bycia lekkoduchem. I te pe. I te de. E te ce.

 

Test prawdy nr 1

Zrób sobie test: pierwsza osoba, której za coś nie lubisz. Pomyśl o niej i o tej dominującej cesze, która sprawia, że nie lubisz. A teraz wyobraź sobie… siebie z tą cechą. Tak, dobrze widzisz 🙂 I odpowiedz sobie na pytanie, czy taka cecha Ci się zdarza? Zdarza Ci się np. lenistwo, obżarstwo, pijaństwo, zazdrość (zowiść, jak to godają u nos), gniew, uzależnienie od gier, telewizji, złośliwość, uszczypliwość …, …, …, … (wstaw tutaj cokolwiek chcesz)?

Masz to? Doskonale. A teraz powiedz to sobie: „nie jestem ideałem, robię czasem te rzeczy, za które innych nie lubię„. Akceptuję to, że to robię. Zdarza mi się, bo taka, taki jestem. Mam też czasem chwile słabości, jak każdy. Czasem mam się lepiej, czasem gorzej. Jak każdy. Akceptuję ich, że to robią, bo samemu mi się zdarzało, zdarza (a być może ktoś mi wręcz zabronił tego robić, przez co odrzucam to w innych). Jesteśmy różni. Każdy z nas jest inny, na swój sposób indywidualny i przez to cudowny, genialny. Jednak nikt z nas nie jest ideałem. Bez przesady. W przyrodzie nie ma idealnej róży, idealnego liścia, idealnego smartphona, ramy do roweru, spodni na wesele, komputera… A nawet jeśli coś dla Ciebie jest idealne, najprawdopodobniej towarzyszy Ci w tym poglądzie spore odosobnienie. Nikt od nikogo nie wymaga ideałów. Powiedz głośno: „Nie wymagam ideałów, ani od siebie, ani od innych”. Lepiej? Jasne że tak. Jestem przekonany że Ci lepiej.

 

Przebaczenie

Co to ma wspólnego z przebaczeniem? Ano ma. Nie lubisz ludzi za to, czego nie potrafisz wybaczyć sobie (czy zaakceptować w sobie). Przyznaj się do siebie (przed sobą). Nie do winy. Do siebie! Wina jest teraźniejszością dla tych, którzy żyją przeszłością (1). Przyznaj się do siebie: bywam taka…, bywam taki … I od tej chwili przestań mieć pretensje do każdego napotkanego człowieka, który też taki bywa lub nawet jest. Albo trochę inny bywa, niż Ty bywasz. I przestań się bać bywać, taki jaki naprawdę chcesz bywać.

 

Ćwiczenie nr 2

Proponuję Ci krótkie ćwiczenie (od razu też Cię wesprę – nie jestem doskonały, często zapominam o tym ćwiczeniu i przez to nie mam pretensji ani do tych, którzy go nie wykonują, ani do tych, którzy go nie znają; uczę się też nie mieć pretensji do siebie, że o nim zapominam):

  1. zadaj sobie pytanie „za co jego/jej nie lubię?”
  2. teraz przypisz tę cechę sobie i zadaj sobie pytanie, za co w gruncie rzeczy siebie nie lubisz. Być może przypomni Ci się sytuacja, gdy po raz pierwszy ktoś nie zaakceptował takiego zachowania w Tobie, przez to uznałaś/eś je za „złe” i planujesz (gdyby nie to ćwiczenie do końca życia) nie akceptować tego we wszystkich innych,
  3. powiedz sobie na głos lub w duchu „wybaczam sobie …” (i tu powiedz tę cechę, której nie lubisz),
  4. powiedz do tej osoby w duchu (lub na głos, gdy tego chcesz) „wybaczam Tobie …” (i tu powiedz tę cechę, której nie lubisz w nim/niej, a tak w gruncie rzeczy w sobie),
  5. ćwicz codziennie, co chwilę, w każdej sytuacji, w której nie masz akceptacji jakiegoś napotkanego kogoś … czyli jakieś części siebie (której Ci zabroniono, zakazano, wyjaśniono że to zło w najczystszej postaci).

 

Additional

I jeśli się z tym wszystkim nie zgadzasz (bo nie ma tu żadnego obligu, ani patentu na prawdę po stronie autora posta) to zrób jeszcze jedno, proste ćwiczenie dodatkowe. Obiecuję, to już ostatnie.

  1. co sądzę o ludziach (dorosłych) puszczających bąki w towarzystwie?
  2. z jakich przyczyn ich nie lubię, czy nie akceptuję tego zachowania (tak zakładam),
  3. czy akceptuję siebie puszczającego bąki w towarzystwie?

Jeśli na pytanie 3 odpowiedź brzmi „nie” to zapewniam Cię, że na 99,9% jest tak z każdą inną cechą, której nie lubisz w innych. Nie lubisz, bo nie dajesz sobie na to zgody. Jeśli akceptujesz gratuluję, choć na pewno nie czytasz tego posta, bo już o to prosiłem we wstępie 🙂

 

Przebaczenie to powiedzenie sobie: akceptuję to, że jesteś inny i robisz rzeczy, których ja nie robię. Bo ja na pewno też robię rzeczy, których Ty nie robisz lub nie lubisz robić, jednak ani mi z tego powodu nie możesz przypisać winy, ani wymagać że będę Tobą. Nie Twoja rzecz jaką piję herbatę i czy ją słodzę. Dbaj o swoją filiżankę, swoją herbatę, swoje życie. Pozwól sobie być sobą, a mi mną. Skrzypek nie ma pretensji do kontrabasisty, że nie gra na skrzypcach. Bokser nie ma pretensji do baletnicy, że nie jest bokserem. Jeśli ktoś jest leniwy – tak też jest dobrze. Nie musi być pracownikiem w Twojej firmie, ale może nadal pozostać dla Ciebie człowiekiem godnym szacunku. Może jest w niewłaściwym miejscu i potrzebuje go odnaleźć.

 

I dlatego uważam, że nie kłócimy się z kimś, tylko z sobą. Bo kłócąc się z kimś, walczymy z tym, czego w sobie nie akceptujemy, często nie widzimy. Kłótnia zawsze pokazuje nam nas samych. Choć trudno to zrozumieć, trudno w to uwierzyć, a najtrudniej zacząć to zmieniać. Do tego siebie i Ciebie zapraszam.

 

(1) to cytat z filmu sióstr Wachowskich „Sense8”.

Jako że często się mylę – jak każdy – dodam jeszcze do tego wszystkiego „lub nie” 🙂