Zdarzyło Ci się, że przeglądając zdjęcia w telefonie, to co fotografowałeś okazało się nagle piękniejsze lub ciekawsze od obrazów w Twojej pamięci? Być może zobaczyłaś kolory i szczegóły których wcześniej nie widziałaś? A może fotografia patrzy szerzej i wyżej, niż patrzyły Twoje oczy? Znasz przyczyny takiego stanu rzeczy?

 

„České dráhy” relacji Rybnik – Warszawa. Odpowiednik naszego Inter City. Jest przed południem. Koniec tygodnia roboczego. Piątek. Jadę na kurs do Mistrza, który uważa, że nie jest mistrzem. Z lekką nadzieją, że dziś będzie sesja praktyczna, w której będę klientem i rozwiążę kluczowy dylemat wewnętrzny. Pociąg pełny. Sporo osób, które nie mają miejsca siedzącego, w tym ja. Zastanawia mnie, po co tyle ludzi rusza do Warszawy na koniec tygodnia. Wygląda to tak jakby ludzie z Warszawy pracowali na Śląsku i wracali na weekend do domu, a przecież jest zgoła odwrotnie. Może studenci jadą się uczyć na prestiżowe uczelnie.  A może zwiedzać. Chyba znów coś przespałem. Być może teraz Śląsk jest potęgą gospodarczą kraju zasilaną przez Warszawę. Nie wiem. Ja tu tylko patrzę.

 

Przedział sześcioosobowy. Wszystkie miejsca zajęte. Pomijam w tym wszystkim siebie – obserwatora piszącego te słowa. Jedna kobieta, czterech mężczyzn. Kobieta i dwóch mężczyzn – na oko – po trzydziestce. Pozostali panowie po dwudziestce, choć jeden wyraźnie starszy. Stawiam że to studenci. Pierwszy najprawdopodobniej jedzie z Czech, drugi być może rozpoczyna już karierę zawodową. Trzydziestolatkowie diametralnie różni. Ten bliżej mnie sprawia wrażenia typa z korposłużb: przystrzyżona broda, koszula pod krawatem, ale w jeansach i z plecakiem. Być może na dorobku, który – z reguły – nigdy się nie kończy. Ten na przeciwko rosły, jeasny, opięty bawełniany t-shirt, solidne wojskowe buty, lekki brzuszek. Zbliża się nieuchronnie czterdziestka. Znam to… Zarost prawie jak u pierwszego, tyle że krótszy. Pani również zdaje się podróżować służbowo (dwa telefony na podorędziu). Nie było już miejscówek. Zdaje mi się, że w przedziale tylko jedna osoba podróżuje na legalu. Reszta na każdej stacji się rozgląda, badawczo sprawdza, czy ktoś nie wsiądzie i nie wyprosi. A może tylko ja tak robię i znów przypisuje swoje intencje innym osobom. Projekcje …

 

Celowo nie ruszyłem telefonu i komputera. Czekałem na ewentualną integrację, rozmowy. Nic z tego, wszyscy ASAP po rozpłaszczeniu się i zajęciu miejsca postanowili rozpocząć podróż od telefonu. Spuszczone głowy, charakterystyczne przygarbienie w odcinku szyjnym i aktywny – doskonale rozćwiczony – kciuk. Tylko ostatni meżczyzna, który wsiadł na samym końcu coś postukuje palcem po kolanie, kiwa głową, zdaje się słuchać jakiejś dobrej muzy i być w rewelacyjnym nastroju. Wcina drożdżówkę, prawie taką, jakie kupowałem trzydzieści lat temu w sklepiku szkolnym. Brakuje mu tylko wody z woreczka i słomki. W końcu jednak wyciąga komputer i paradoksalnie – jak się okazuje – pisze chyba o tym samym. Zdanie w Wordzie zaczyna opowieścią o „czasach w których nie było komputerów i telefonów”. Podglądam. A co.

 

Coraz częściej jestem przerażony takimi obrazkami. Dzieciaki na przystankach autobusowych i w McDonalldzie przed lekcjami. Ludzie w pociągach i autobusach. Kierowcy na skrzyżowaniach, a nawet w czasie jazdy. Nie ukrywam, nie rzadko nie wyłączając mnie samego. Wszyscy przewijają ekrany, zupełnie zapominając o pięknie i naturze otaczającego świata. Czy nadchodzą czasy w których kciuk zastąpi podanie dłoni?

 

Za oknem przesuwają się obrazy: węglem stojący Śląsk, z zakładami przemysłowymi, kopalniami, graffiti i familokami; łódzkie z przepięknymi krajobrazami pól, łąk; zielone Mazowsze. Pada śnieg. Jest biało. Jednak nikt na to wszystko nie patrzy.

Mam trochę wrażenie – jak w bajce WALL·E, czy teledysku Pearl Jam do utworu „Do the Evolution” – że przestaliśmy żyć i nie chcemy już być istotami społecznymi. Zamykamy się we własnym, miniaturowym – a co najgorsze – elektronicznym i wirtualnym świecie. W dużej mierze pozbawionym prawdziwych emocji i wrażeń. Telefon – nasza czarna skrzynka – doskonale w tym pomaga. Afiliacja i socjalizacja przez alienację. Zaczynamy udawać że się komunikujemy. Pozorować, że rozmawiamy i się spotykamy. Być może udajemy też przyjaźnie i udział w życiu społeczno kulturalnym. Spotykamy się z ludźmi, ale nosem jesteśmy w telefonie. Wystarczy przejść się po dworcach, galeriach, kawiarniach, restauracjach. Zresztą nie trzeba się „przechodzić”, a przystanąć na chwilę i zabawić się w obserwatora.

 

Sprawdzamy powiadomienia: czy ktoś odpisał, czy ktoś inny nie odpisał, a czy lajka dali, a czy udostępnili, a może skomentował. Od kilku lat postępuje tendencja, że piszemy zamiast rozmawiać. Nie dzwonimy do siebie prawie wcale. Przenieśliśmy większość naszych aktywności do czarnej skrzynki, która wie o nas wszystko. A skoro skrzynka wie, to wiedzą i jej twórcy: reklamodawcy i korporacje. Ich zaś celem jest jedno: pomnażanie – bez końca – zysku, poprzez kierowanie do nas nowych sprofilowanych produktów i usług.

 

Nic tak doskonale ich nie promuje, zachęca, kusi i nęci jak właśnie czarna skrzynka. Skrzynka wie co lubisz, a czego nie. Wie też co cię rozśmiesza, irytuje i smuci. Codziennie w świecie wirtualnym dajesz – z jej pomocą i udziałem mediów społecznościowych – wyraz swoim emocjom, upodobaniom, troskom, miłości i nienawiści, jeśli takową odczuwasz. Pożerasz ciastka, by mogła dać Ci to czego (często rzekomo) potrzebujesz. Wie gdzie byłeś wczoraj i gdzie planujesz wyjechać jutro. Jeśli zdradzasz partnera, z dużą dozą prawdopodobieństwa też to wie. Wie, czy masz męża lub żonę.

 

Mój black box (właściwie red box) wie o mnie wszystko: z kim rozmawiam, czym się interesuję, gdzie parkuję i tankuję samochód, kto jest moim kontrahentem, ile zarabiam i ile wydaję, jak często spaceruję, do kogo chodzę na jogę, kiedy ostatni raz byłem na rowerze i jakie preferuje trasy. Powie kogo ignoruję na portalach społecznościowych, ile jestem gotów tygodniowo wydać pieniędzy i na co. Wie kogo kocham, z kim mieszkam, u kogo zamawiam jedzenie i jak często. Wie o mnie dosłownie wszystko. Myślę, że może o mnie wiedzieć więcej, niż ja sam. Ona ma algorytmy i poprzez sieć właściwie nieograniczone moce obliczeniowe, a ja siebie tj. osobę, którą dalej odkrywam i poznaję. O tym też wie, i przy sprawnym operatorze i podatnym gruncie może to wykorzystać. Zna przecież moje wszystkie słabości, w końcu wie co czytam, jak często, a nawet jak szybko.

 

Istniejące algorytmy pozwalają telefonom wyświetlać doskonale sprofilowane reklamy. Skoro czarna skrzynka wie o nas wszystko, to wie czym nas kupić, czym karmić i co nam sprzedać. Bywa, że mamy gdzieś naszą prywatność w imię społecznej akceptacji i pochwały lecącej z ekranu komputera, czy telefonu. Oczywiście są też korzyści: rozwój technologiczny, błyskawiczny dostęp do nieomal każdej informacji, jawność wielu obszarów życia, funkcjonowanie nas wszystkich w globalnej wiosce. Nie można ich pomijać.

 

Jadę na sesję hipnozy. Hipnoza wprowadza w trans. Gdy ekologiczna, robi to w interesie klienta. Pytanie jednak brzmi, czy ta hipnoza, a właściwie trans, nie ma miejsca każdego dnia, gdy chwytam telefon do ręki i daję się ponieść. Widzę mnóstwo zahipnotyzowanych ludzi. W nieustającym transie. Nie chodzą na wydarzenia w których zdeklarowali że „wezmą udział”. Lajkują, komentują, ale nie rozmawiają. Nie czytają tego co polubili (co potwierdzają statystyki chociażby fanpage na którym udostępniam posty z bloga). Pochłaniamy treści, jednak często powierzchownie, krótkotrwale, bezrefleksyjnie. Dobrze gdy są to chociaż treści samodzielnie obrane. Dobrze mieć wybór. Gorzej gdy narzucone algorytmami, aby docelowo nabyć produkt lub usługę i jednocześnie, być może na zawsze, przestać widzieć ptaki, drzewa, socjalistyczne budynki, niebo, chmury, deszcz i śnieg, a przede wszystkim pięknych, mających swoją historię ludzi, którzy zasługują na najwyższą uwagę i szacunek.

 

To wszystko tak ku przestrodze. Do siebie samego. A może i dla Ciebie Drogi Czytelniku. A teraz odłóż proszę telefon lub komputer. Możesz wykonać proste ćwiczenie?

1. Rozejrzyj się. To piękny świat. Jedyny jaki znasz. Zobacz kto i co Cię otacza, okaż temu wdzięczność.
2. To Twoje jedyne życie o którym wiesz. Wykorzystaj to najlepiej jak potrafisz.
3. Połącz pkt. 1 z 2 i ZACZNIJ ŻYĆ PRAWDZIWYM ŻYCIEM.

I niech się tak stanie.

Photo by Lina Yatsen on Unsplash