CISZA – interpretacja

utworzone przez kw. 17, 202081 Tajemnic, Adam Sornek, Maciej Bennewicz

1. Czym jest w zasadzie konflikt wewnętrzny? To na pewno jakiś dwugłos albo wielogłos w naszej głowie. Spotkanie w świadomości jednej osoby dwóch lub większej ilości osób, głosów… To tak zwani gadacze. Gadają ze sobą, spierają się, aż w końcu kłócą. I tak generują poważne konflikty, których jedyną realną ofiarą jest ich posiadacz, który cierpi – fizycznie i psychicznie. Magia tej sytuacji polega na tym, że gadacze kłócą się tak, że ich posiadacz jest absolutnie przekonany, że oni tylko sobie zwyczajnie rozmawiają, działają przy tym w jednej drużynie i – w dodatku – dla jego najwyższego dobra.

2. Kto gada i z kim? U 40-letniego bohatera koanu z jednej strony gada głos zranionego dziecka, które jest pogrążone w bólu, rozpaczy, głębokim poczuciu krzywdy i nieustannego zagrożenia. Z drugiej strony jest głos obrońcy dziecka – głos tego, który ma mu zagwarantować przetrwanie. Ten drugi głos, to wypracowana strategia przeżycia dla tego pierwszego. Pierwszy płacze i cierpi z powodu ojca, matki, siostry, rodzeństwa, innych ludzi, a drugi go chroni, używając przy tym wszelkich dostępnych mechanizmów obronnych. Bierze do ręki każdą dostępną broń i tarczę, byle by ochronić tego pierwszego, który nie może się wypłakać, przeżyć do końca bólu, wtulić w bezpieczną pierś matki. Drugi zrobi wszystko, by pierwszego uchronić przed wszelkim możliwym złem, nawet tym nieistniejącym.

3. Problem w tym, że u – przykładowego – 40-latka czy 40-latki, z reguły nie ma już powodów do niepokoju i lęku związanego z dzieciństwem. Wszystkie źródła zagrożenia małego dziecka – które kiedyś występowały – ustąpiły. Nie ma już ojca, matki, rodzeństwa, nauczycieli i innych – krzywdzących kiedyś to dziecko – ludzi. Wręcz przeciwnie. Jest stała praca, jakaś pensja, spokojne, przytulne i ciepłe mieszkanie, pełny brzuch i garnek, może jakieś oszczędności… Ale rana, która została zadana w dzieciństwie, może wciąż ropieć, jątrzyć się i powodować, że w miejsce dorosłego 40-latka, w typowych sytuacjach życiowych, głos zabiera zranione dziecko. A chwilę po nim, musi odezwać się obrońca – ten drugi – który je uchroni przed niebezpieczeństwami tego świata. Choć ich nie ma. To już zostało powiedziane. Nie ma, absolutnie nie ma, żadnego zagrożenia.

4. W konflikcie wewnętrznym zagrożenie nie jest realne, jest iluzją wyłącznie w głowie, jako echo zdarzenia historycznego, rany, traumy, czegoś, czego już nie ma. Jednak ślad pamięciowy jest na tyle mocno odciśnięty, że zagrożenie wydaje się być realne, na wyciągnięcie ręki i często – z tego powodu – nadal jest wyczuwalne w ciele, bolesnym ciele. Jest to wydarzenie nie uleczone, nie przepracowane, nie uzdrowione. Przez to rana się odzywa i dochodzi do głosu dziecko, które jej doznało. A za nim stoi obrońca – ten drugi. Czego broni obrońca? Wydaje się, że zranionego dziecka. Ale to też iluzja. Obrońca broni rany, jej istnienia. Przecież jego działanie od ponad 30 lat nie doprowadziło do jej uleczenia, wyzdrowienia dziecka. Dziecko nie widzi interesu w uleczeniu rany, gdyż czuje się nadal ranione. Nie widzi również dlatego, że ma obrońcę i jego wszelakie strategie obrony: od cynizmu, przez krytykanctwo i wesołkowatość aż po karierowiczostwo i tym podobne. Dziecko – pomimo metrykalnej dorosłości – nie chce uleczenia rany, bo chce być nadal dzieckiem, chce na ręce. Jest też przekonane o realności zagrożenia. Nie może uleczyć rany, bo ciągle widzi ataki, których nie ma. Widzi atakującego – w tym przykładzie ojca – we wszystkim i wszystkich. Choć ojca nie ma, a inni w ogóle nie atakują.

5. Obrońca broni rany, gdyż rana pochodząca z tych trudnych dziecięcych przeżyć, stała się tożsamością bohatera opowieści, zranionego dzieciaka w ciele 40-latka. To nie jest przesadne stwierdzenie. Iluż to ludzi buduje swoją tożsamość, swoje ja, na swoich ranach, krzywdach, traumach, ciele bolesnym. Zachowują się tak, jak gdyby musieli przestać istnieć, gdyby zabrano im ich trudną, bolesną, historię dzieciństwa. Poza tym działa tu mechanizm uzależnienia, który w okresie samotniczej izolacji bohatera koanu, staje się jaskrawo widoczny. To uzależnienie od biochemicznej mieszanki w ciele, którą wywołuje atak i obrona. Ojca nie ma, ataku nie ma, ale uzależnienie jest, wobec czego trzeba wymyślić atak – iluzoryczny, wydumany, wyobrażony w głowie, aby zadziała się realna obrona. A za nią idzie realna zmiana biochemii ciała i samopoczucia naszego 40-latka.

6. Chodzi o uzależnienie od biochemicznych skutków ataku, do którego to 40-letnie dziecko, w ciele dorosłego faceta, przywykło w dzieciństwie. Atak (wydumany) i obrona, gotują wspólnie biochemiczną, trującą zupę, w ciele delikwenta. Kucharzem są nadnercza, a składnikami w zupie są kortyzol, noradrenalina i adrenalina. Wybuchowa mieszanka. Uzależniony, aby dostać swój narkotyk, wiele jest w stanie zrobić. Dlatego może widzieć ataki czy inne powody do niepokoju, tam, gdzie ich nie ma. Byle tylko wywołać w sobie ten stan, poczuć truciznę. To w zasadzie życie na huśtawce wahadłowej, na której po jednej stronie huśta się nadal zranione dziecko, po drugiej jego rzekomy obrońca. Rzekomo zaatakowany i ten, który zażarcie broni ataku, którego nie ma. A 40-latek cierpi, bo od chwili traumy – przez to nieświadome uzależnienie – nie przeżył ani jednego dnia w poczuciu bezpieczeństwa. Na własne życzenie, gdyż sam sobie to robi. Jednak samotność sprzyja widzeniu, bo nie ma w niej nikogo kto faktycznie atakuje, a mechanizm przeżywania ataku i reagowania obronnie nadal działa. Wówczas wychodzi na jaw iluzja, która toczy się w głowie 40-latka od ponad 30 lat.

7. Zrozumienie iluzji, zobaczenie jej, wygasza iluzoryczny lęk przed sytuacjami, które dzieją się tylko w głowie. Gdy znika lęk – a właściwie zranione dziecko, czy też tożsamość zranionego dziecka, którą posługuje się 40-latek – znika też atak, którego nie było. A gdy nie ma lęku przed iluzorycznym atakiem to musi zniknąć też obrońca, który staje się zbędny. To moment, w którym wychodzi na jaw, że obrońca nie bronił, a był w stanie wojny z dzieckiem, fałszywie utwierdzając je w przekonaniu, że atak istnieje. Byli jak dwa okręty wojenne, które udawały przymierze i przynależność do jednej bandery, a w gruncie rzeczy były w ciągłej wojnie. Drugi przez lata podszywał się pod banderę pierwszego, a pierwszy w naiwności dziecka sądził, że to prawda. Gdy okręty, które okazały się iluzją, znikają, pozostaje czyste, spokojne morze. A pod falami, kryje się spokój i niewzruszenie, spokój, który może przywoływać wspomnienie wód płodowych w łonie matki.

#81Traum z dzieciństwa łatwo się nie usuwa, zwłaszcza, gdy ma się czterdzieści lat i chce się je pamiętać, buduje się w oparciu o nie swoją tożsamość – tożsamość ofiary. Traum z dzieciństwa łatwo się nie usuwa, zwłaszcza, gdy wierzy się w iluzję ataku i potrzebę obrony ze strony ego, które udaje sprzymierzeńca, a tak na prawdę jest w stanie wojny z tym, kto je nosi. Ego to tożsamość oparta na historycznym bólu. Ego to nieuzasadniony lęk dziecka w ciele dorosłego człowieka. Co staje się źródłem siły człowieka dorosłego? Na pewno miłość do siebie, która sprawia, że chcemy takie mechanizmy jak dziś opisane, w końcu w sobie zobaczyć, odkryć, zrozumieć, zintegrować. Co potrzeba uleczyć, a co konieczne – czyli ego – wyrzucić za drzwi. Wiara, że i tak warto żyć. Wola istnienia. Wola przetrwania. Świadomość, że na spokojnym morzu, na którym płyną statki pod jedną banderą, nie ma wojen i konfliktów. Wtedy naprawdę można cieszyć się życiem, chwilą obecną, wybierać to co się kocha i robić sobie wymarzone życie, dzielić się swoją pasją. Jedność powstaje z wygaszenia zaatakowanego i tego, kto go utwierdza w przekonaniu, że atak istnieje, czyli obrońcy, czyli ego. Aby tych dwóch się pozbyć, potrzebny jest jakiś trzeci – „Ten Trzeci”. Wszyscy mieliśmy trudne dzieciństwo, jednak ono nas nie definiuje. Nikt nie jest normalny i wszyscy jesteśmy normalni. Nie jesteśmy swoim dzieciństwem.

***

A co Ty widzisz w interpretowanym koanie? Weź sobie z mojej interpretacji co chcesz. Możesz wziąć wszystko, możesz wziąć trochę, albo nie brać nic. Jeśli uważasz, że to wartościowa treść, może pomóc komuś coś zrozumieć, uzdrowić, udostępnij proszę. Dziękuję 🙂

81 – introspekcje

Ale o co chodzi?

Zastanawiasz się być może "o co w tym koanie chodzi?"... Nie każdy koan jest oczywisty. Taka jest potęga metafory...

"Ale o co chodzi" (dawniej introspekcje) są niejako wstępem i konspektem do mojej własnej interpretacji koanu. To po prostu draft, szkic, mapa myśli, pierwsze skojarzenia, które dotyczą przeczytanego koanu. Jest to przedsmak, wyłącznie zajawka 🙂 tekstu publikowanego w książce "81 Tajemnic" .

Podobnie powstawało "81 Tajemnic". Analizowałem post Macieja na blogu bennewicz.pl, a następnie w punktach wypisywałem te spostrzeżenia na temat rzeczywistości, które w moim odczuciu koan poruszał, które chciałem opisać w interpretacji. Później te punkty rozwijałem i tak powstawały całe rozdziały złożonej interpretacji.

Dzięki temu zmieniało się wszystko - ja, moje otoczenie, postrzeganie rzeczywistości, a potem decyzje i całe życie...

"Ale o co chodzi?" (introspekcje) na 81tajemnic.pl mają odrobinę inny cel i charakter. Są one zaproszeniem do pracy własnej Czytelnika - Twojej własnej pracy 🙂 

Możesz przeczytać koan, później introspekcję i podjąć decyzję, czy chcesz dokonać samodzielnej interpretacji. Obok znajduje się moja wstępna, szkicowa interpretacja, niejako zapowiedź i "kuchnia" tego, jak budowałem pełne interpretacje w "81 Tajemnic". 

Oczywiście interpretacje w 81 Tajemnic są dużo obszerniejsze niż skrótowa forma ... 

Zobacz przykładowy rozdział - koan i interpretację, aby rozpocząć własną pracę z tekstem: 

 

Cisza – koan

– Czasem mam wrażenie, że są we mnie dwie osoby. Zwłaszcza teraz, gdy siedzimy pozamykani a kontakt z innymi ludźmi jest bardzo ograniczony, zwłaszcza teraz odczuwam to bardzo silnie.

– Dwie? – Spytał nieco zaskoczony wyznaniem przyjaciela.

– Jedna z osób, a może to jest po prostu jakiś głos wewnętrzny, czy inne licho, ty będziesz wiedział lepiej jak to nazwać, w końcu jesteś psychologiem – westchnął. – Jedna z tych osób we mnie – powtórzył – jest, a może była…powiem szczerze…na krawędzi rozpaczy. Czuję jej smutek niemal w każdej chwili. Ona walczy o przeżycie.

– Stary, nigdy mi o tym nie mówiłeś – przyjaciel wyraźnie się zaniepokoił.

– Ale teraz mówię. – Znów westchnął. – A druga osoba we mnie, jest do bólu pragmatyczna. Wie, że musi sobie poradzić, ciągnie tę pierwszą. Zakłada maskę wesołka. Żartuje, czasem ironizuje, często jest cyniczna ale postępuje tak tylko dlatego, żeby przykryć rozpacz tej pierwszej.

– Kurczę straty, to brzmi jak depresja, to poważna sprawa – przyjaciel wyprostował się i nagle spoważniał.

Mówił jednak dalej jakby ignorując poważną reakcję przyjaciela.

– Widzisz, nie pamiętam ani dnia, od wczesnego dzieciństwa, ani jednego dnia, w którym czułbym spokój i bezpieczeństwo. Zawsze, w mój świat, w każdej chwili, mógł wtargnąć despotyczny ojciec i mnie zbić a w najlepszym przypadku skrzyczeć. Matka mogła się rozchorować a rodzeństwo dołożyć swoje. Jeśli ojciec mnie nie zbił, byli i bili oni, a ja byłem młodszy. Wiem, wiem co powiesz, czytałem o tym artykuł w jakiejś gazecie, że traum z dzieciństwa tak łatwo się nie usuwa. Ale ja mam czterdzieści lat. Nie jedno przeżyłem. Ojciec od dawna leży w grobie.

– Wiem – przyjaciel przytaknął.

– Siostra pokazała mi pewnego dnia zdjęcia z dzieciństwa i powiedziała: byłeś takim radosnym, pogodnym dzieckiem – zaśmiał się ale nie był to śmiech radosny, raczej rodzaj łkania, który miał udawać śmiech. – Powiedziałem wtedy do niej: na tym zdjęciu mam siedem lat, nic o mnie nie wiesz. Na zdjęciu, które mi pokazujesz byłem zrozpaczony. Ojciec chwilę wcześniej mnie zlał. Uśmiecham się, bo zaczęłaś mnie wtedy łaskotać ale to również sprawiało mi ból. Nie znosiłem twoich łaskotek ale ty nigdy nie przestawałaś. Pamiętam jak kiedyś zsikałem się pod wpływem łaskotania a tobie sprawiło to jeszcze większy ubaw. Potem z bratem wyzywaliście mnie „szczoch”. Wiesz co odpowiedziała siostra?

– Domyślam się. Pewnie powiedziała, że przesadzasz i że ojciec wcale nie był taki zły a łaskotek nie pamięta.

– Owszem, dokładnie to powiedziała, jakbyś tam był. Być może ona nie ma w sobie dwóch głosów, dwóch osób, jak ja?

Wstał bez słowa, poszedł do łazienki, umył twarz w zimnej wodzie i po chwili znów usiadł przed ekranem komputera. Przyjaciel ciągle tam był, gdzieś, po drugiej stronie, daleko. Zadziwiająco, iluzorycznie blisko za cienką warstwą szkiełka matrycy.

– Wszystko w porządku? – Spytał.

– W porządku. Wszystko ok. Pytałeś mnie nie tak dawno, co jest źródłem mojej siły? Co sprawia, że pomimo rozlicznych przeciwności i…tak zwanego trudnego dzieciństwa, daję sobie radę w życiu? Pisałeś wtedy chyba artykuł o motywacji. Nie umiałem wówczas jasno odpowiedzieć. Pewnego dnia, już po naszej rozmowie, usłyszałem w radio w fragment audycji. Nie wiem kto w niej występował ani czego dotyczyła. W każdym razie padły tam dwa zdania, które zapamiętałem: wszyscy mieliśmy trudne dzieciństwo i drugie, że najgorszą zarazą jest wmawianie ludziom, że jest jakaś normalność, do której powinni dążyć, jakieś szczęście, które mają uzyskać. Wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu nienormalni i zarazem normalni. Normy to iluzje. Tak brzmiała konkluzja i wiesz co?

– Tak – przyjaciel poruszył się przed kamerką laptopa.

– Ten głos wewnętrzny, to moje drugie „Ja” pełne żalu najpierw ucichło a potem zniknęło ale zniknął również ten drugi głos, głos cynika. Jakby były kompletem.

– I co się w to miejsce pojawiło? – Spytał przyjaciel.

– Nic. Cisza. I coś w rodzaju tęsknoty. Nie umiem tego jeszcze nazwać. Dlatego wciąż się zastanawiam co jest źródłem mojej siły, może ta cisza, która zawsze tam była? Może cisza?

„81 Tajemnic”

Książka o przebudzeniu

„Przebudzenie” człowieka – jakkolwiek je rozumieć – staje się tematem powszechnego zainteresowania ludzi odczuwających niedosyt, czy pustkę. Ma to silny związek z kryzysem religii jako takiej, która poza rytuałami, nie potrafi dać człowiekowi niczego, co doprowadziłoby jego egzystencję do pełni szczęścia, akceptacji, miłości, a w konsekwencji do lekkości i nieomal pełnej zgody na wszelakie okoliczności zewnętrzne.

Książka zaprasza Cię do podróży Adama wgłab siebie. Będziesz jej świadkiem i obserwatorem, dzięki czemu możesz stworzyć własne interpretacje opowieści metaforycznych i przebudzić się na swój indywidualny sposób.

Dzięki książce możesz w końcu zrozumieć, że wszystko jest z Tobą w porządku – potrzebujesz po prostu wszelkich pytań, odpowiedzi (i rozwikłania tajemnic) poszukać w sobie, nie zaś na zewnątrz siebie. Opowieści zawarte w książce każdy może zinterpretować inaczej – nie ma tu dobrych czy złych odpowiedzi.

Najważniejsze jest jednak odkrywanie siebie – największej tajemnicy.  .

O autorach

Maciej Bennewicz

Mówi o sobie: artysta; pisarz, poeta, mentor; superwizor; założyciel Instytut Kognitywistyki; autor ponad trzydziestu książek, w tym wielu podręczników
i poradników z dziedziny psychologii
i rozwoju osobistego uznawanych za kultowe; przyjaciel zwierząt i opiekun ludzi… a czasem odwrotnie.

Posiada 20 letnie doświadczenie w branży szkoleń skierowanych do biznesu oraz 30 letnie doświadczenie w pracy z ludźmi
w różnych nurtach terapii i rozwoju osobistego.

Adam Sornek

Z zawodu jest prawnikiem – adwokatem. Praca nad „81 Tajemnic” była jedną z przyczyn dla których postanowił zrezygnować z pracy zawodowej na sali rozpraw. Przestał być człowiekiem konfliktów.
Dziś pomaga ludziom – dba o swój rozwój i rozwój innych. W pierwszym najbardziej pomaga mu sztuka (pisarstwo, muzyka),
w drugim wiedza i doświadczenie zdobyte w Instytucie Kognitywistyki Macieja Bennewicza.
Czynnie pracuje jako coach i mentor.

Zapraszamy do kontaktu...