MALARZ – INTERPRETACJA KOANU „ARCYDZIEŁO”. PREZENT DLA PAULINY Z OKAZJI URODZIN

utworzone przez maj 20, 202081 Tajemnic, Adam Sornek, Maciej Bennewicz, Prezent

Jest taki artysta – malarz, który stworzył nieskończoną ilość arcydzieł. Wszystkie doskonałe, zapierające dech w piersiach. Zadziwiający i rozszerzający się wszechświat, galaktyki i planety. Wiecznie zmienny w naturze księżyc, naładowane niekończącą się energią słońce. Niebo błogo niebieskie w dzień i niebo czarne, skłaniające Cię w nocy do zadumy, gwiazdy. Góry skaliste i te przykryte niezliczoną ilością różnorodnych drzew. Równiny i doliny. Rzeki, morza i oceany. Wiatr kołyszący, a czasem łamiący drzewa i krzewy, siejący – na swój unikatowy sposób – zniszczenie. Roślinność pełną miliardów barw i postaci rozkwitu do życia, a potem przekwitania ku śmierci. Świat zwierząt z ich zaskakującymi umiejętnościami, różnorodnością, wielobarwnymi spojrzeniami, niebywałymi pyszczkami oraz twardym, brutalnym instynktem przetrwania. Pustynie pełne lodu oraz te zasypane piaskiem. Ogień trawiący nieomal wszystko.

Namalował też niezliczoną ilość krajobrazów. Azjatycką dżunglę, malowniczy, futurystyczny i rozświetlony Singapur, lazurową wodę kontrastującą z jasnym piaskiem na Bali, oraz setki miliardów innych – zupełnie innych – obrazów. Namalował też znane mi miejsce, gdzie na wyspie, samotnie na wzgórzu, stoi mały, biały, skromny kościółek, a wokół, z wysokości i dystansu widać Adriatyk, wzgórza, a w oddali mały port. Czuć tam przyjemny, lekki, ciepły wiatr, który jest potrzebny, by osuszyć spontanicznie uronione łzy wzruszenia. Tam chce się paść na kolana z zachwytu, by oddać cześć, złożyć hołd Malarzowi, który potrafił wytworzyć takie cuda, takie obrazy.

A to nie wszystko. Gdyż każdy z jego obrazów możesz dowolnie oddalać i przybliżać. Gdy weźmiesz lupę lub mikroskop, odkryjesz, że w każdym z tych obrazów, kryją się miliardy innych postaci i światów, które – tak samo jak poprzednio – zadziwiają i zachwycają różnorodnością, zmiennością, wielobarwnością i wielowymiarowością. Tak samo się stanie, gdy wzniesiesz się jak ptak w przestrzeń, oddalisz od tego na co patrzysz, co czujesz i przeżywasz. Tam też kryje się coś nowego, innego, równie zadziwiającego. No i do tego jeszcze dochodzi czas – historia i niekończące się perypetie wszystkich żywych istnień, które ponownie generują kolejną partię zaskakujących obrazów. Mnogość. Nieskończoność.

 

Bóg Malarz jest wrażliwy i delikatny. Ma on wykraczające poza typowe ludzkie standardy – każdego człowieka z osobna i wszystkich razem – wyczucie smaku. Bóg, jak to Bóg, ma rzadkie wśród ludzi cechy. Chroni je i pewnie dlatego bywa tak niedostępny. Jest niewidoczny, mimo że widać go gołym okiem. Niby go nie ma, a przecież jest – w każdej chwili, w każdym miejscu i o każdym czasie. Wystarczy się rozejrzeć sercem. Nie, nie. Nie chodzi o jakiegoś konkretnego Boga – Pana jakiejś religii, wyznania, generała prowadzącego pasterzy przed ołtarze, naigrywającego się z ciemnego ludu. Chodzi o Boga Bezimiennego, Milczącego Stwórcę, Demiurga, Pana Wszelkiego Stworzenia, Początek Wszelkiej Rzeczy. Przecież ktoś lub coś takiego, musi istnieć. Chodzi o malarza, który namalował – dla Ciebie – to wszystko.

 

A teraz uświadom sobie, że tylko jeden ze swoich cudnych obrazów, Bóg Malarz, obdarzył swoimi umiejętnościami. Tylko jednej postaci swojego stworzenia przekazał swoje dary – wrażliwość, delikatność, wyczucie smaku i zdolność tworzenia. Nie mają ich zwierzęta, rośliny, góry, morza, oceany, pustynie i sawanny… One mogą „tylko” być i się przeobrażać. Choć, czy można powiedzieć „tylko”? To nam – ludziom wrażliwym – Bóg Malarz ofiarował pędzel, farby i powiedział: możesz tworzyć jak ja. Ci, którzy dostrzegli i przyjęli dar, zrozumieli powinność, też zaczęli malować. Malują farbą na płótnie, słowem na papierze, dźwiękami i światłem w przestrzeni, ruchomym obrazem na taśmie filmowej. Inni malują swoim głosem, mimiką, ruchem i zdolnościami manualnymi na scenie, w tańcu… Jeszcze inni malują świat za pomocą odrobiny mąki, wody, jajek, masła, cukru lub miodu, kilku owoców, gorącego ognia i zimnej wody, które pozwalają przygotować przepyszne smakołyki. Istnienie nieskończona liczba malarzy z boskiego nadania i nieskończona ilość farb i form by mogli malować. Bóg Malarz docenił człowieka i pozwolił mu malować, jednak nie każdy człowiek potrafi to docenić.

Tylko delikatni wrażliwcy, z wyczuciem smaku, zdolnością tworzenia widzą to, co namalował Bóg Malarz. Wiedzą też, że oprócz swoich umiejętności, dał im coś szczególnego, wyjątkowego, trudnego do uchwycenia i zrozumienia na poziomie intelektualnego rozkminiania. To dar widzenia subtelnych postaci dzieła Boga Malarza, których nie widzą pozostali ludzie. To możliwość dotknięcia farby, za pomocą której tworzy Bóg Malarz, i tworzenia z niej nowych bytów, nowych form i kształtów, których Bóg Malarz, sam z siebie, nie stworzył. To umiejętność zobaczenia tego co niewidoczne, tego co – w zasadzie – początkowo nie istnieje, a później pokazania i przekazania tego tym, którzy nie widzą. Jakby Bóg Malarz dał glinę, z pomocą której – gdy się właściwie ją obrobi – można stworzyć wszystko, czego sam nie stworzył. Malarstwo, muzykę, film, owocowy tort, grę świateł na koncercie, wspaniały żyrandol w małej ekskluzywnej restauracji, perską lampkę na biurko…

Chodzi o sztukę! Bóg Malarz dał człowiekowi zdolność tworzenia sztuki. W ten sposób artysta – Człowiek Malarz – widzi to, czego Bóg nie pokazał wprost. I może to pokazać tym, którzy Bogami Malarzami nie chcą być. Tylko delikatni wrażliwcy, z wyczuciem smaku, zdolnością tworzenia, wiedzą jak to zrobić. I Ty – skoro czytasz – też to wiesz. Chodzi po prostu o to, że zachwycasz się światem, a inni – często – tego nie rozumieją. Nie mogą rozumieć – nie przyjęli daru od Boga Malarza. 

Otwórz szeroko oczy. Oddychaj głęboko. Pozwól swojej duszy się uwolnić. I maluj – duch Boga Malarza pokieruje Twoim pędzlem. Maluj cokolwiek chcesz. Masz wrażliwość, która sprawia, że widzisz więcej. Więc maluj i pokazuj ludziom wszystko to, czego nie widzą. Nie mogą widzieć – nie przyjęli daru od Boga Malarza. Jednak Ty możesz – przyjęłaś. Więc maluj. Podaruj ludziom na Ziemi odrobinę Nieba, pozwól im go dotknąć. Potrafisz to zrobić. Naucz innych wrażliwości Boga, swojej wrażliwości. Tak bardzo jej potrzebują. Spraw, by stali jak wryci i nie mogli oddychać, z zachwytu, że Bóg Malarz potrafił swój dar dać człowiekowi takiemu jak Ty. Maluj cokolwiek i czymkolwiek – z serca, z duszy i z duchem. Tak powstaje prawda z prawdy, tak powstaje sztuka autentyczna. Tak człowiek staje się Bogiem Malarzem, na podobieństwo Boga Malarza.

Wszystkiego najlepszego! Powodzenia.

Jesteś Bogiem Malarzem.

 

81 – introspekcje

Ale o co chodzi?

Zastanawiasz się być może "o co w tym koanie chodzi?"... Nie każdy koan jest oczywisty. Taka jest potęga metafory...

"Ale o co chodzi" (dawniej introspekcje) są niejako wstępem i konspektem do mojej własnej interpretacji koanu. To po prostu draft, szkic, mapa myśli, pierwsze skojarzenia, które dotyczą przeczytanego koanu. Jest to przedsmak, wyłącznie zajawka 🙂 tekstu publikowanego w książce "81 Tajemnic" .

Podobnie powstawało "81 Tajemnic". Analizowałem post Macieja na blogu bennewicz.pl, a następnie w punktach wypisywałem te spostrzeżenia na temat rzeczywistości, które w moim odczuciu koan poruszał, które chciałem opisać w interpretacji. Później te punkty rozwijałem i tak powstawały całe rozdziały złożonej interpretacji.

Dzięki temu zmieniało się wszystko - ja, moje otoczenie, postrzeganie rzeczywistości, a potem decyzje i całe życie...

"Ale o co chodzi?" (introspekcje) na 81tajemnic.pl mają odrobinę inny cel i charakter. Są one zaproszeniem do pracy własnej Czytelnika - Twojej własnej pracy 🙂 

Możesz przeczytać koan, później introspekcję i podjąć decyzję, czy chcesz dokonać samodzielnej interpretacji. Obok znajduje się moja wstępna, szkicowa interpretacja, niejako zapowiedź i "kuchnia" tego, jak budowałem pełne interpretacje w "81 Tajemnic". 

Oczywiście interpretacje w 81 Tajemnic są dużo obszerniejsze niż skrótowa forma ... 

Zobacz przykładowy rozdział - koan i interpretację, aby rozpocząć własną pracę z tekstem: 

 

Arcydzieło – koan. Prezent dla Pauliny z okazji urodzin

Oczywiście byłaby w tym przesada, gdyby powiedzieć, że tylko w tym celu przyjechała do Madrytu. Tylko w tym celu? Szła Paseo del Prado w kierunku Calle de Santa Isabel, blisko, paręset metrów. Ogrody po drugiej stronie ulicy rozkwitły. Świergotem ptaki oznajmiały początek pracowitego dnia, trzeba nakarmić młode.

Cały poprzedni dzień spędziła w Prado, w Museo Nacional del Prado, w jednej z najważniejszych galerii na świecie: Velazquez, Goya, El Greco, Murillo, Bosch, Memling. Oszołomienie, to zbyt mało powiedziane. Spędziła tam cały dzień. Obeszła wszystkie sale. Wracała do obrazów, które znała tylko z sieci lub z albumów. Niektóre pokazywała jej mama, w domu.

Trzy razy powracała do Ogrodu ziemskich rozkoszy, tryptyku Hieronima Boscha z 1500 roku. Cztery razy stawała przed maleńkim obrazem namalowanym na desce: Martwy Jezus podtrzymywany przez anioła Antonello da Messiny. Stawała przed pociągłym twarzami El Greca i wstrząsającymi obrazami wojny domowej Goi. Oszołomienie, wzruszenie, radość.

Rano wypiła pyszną kawę, zjadła croissanta z czekoladą jak większość madrytczyków, w małym barze naprzeciwko hostelu, w którym się zatrzymała. Pokoik w ogromnej, secesyjnej kamienicy. Spacerem ruszyła do celu. W Madrycie i w samym Prado jest tyle do zobaczenia. Postanowiła, że przedłuży swój pobyt, gdyż jeden dzień w Prado okazał się zbyt krótki, morderczo intensywny. Mieli rację jej przyjaciele artyści: Na Prado musisz mieć trzy dni, jeśli chcesz coś zapamiętać, chyba że przebiegniesz przez sale, jak wycieczka emerytów z Ameryki albo z Japonii. Kwitowali uśmiechem. Całe szczęście nie miała sztywnych terminów. Żyjąc skromnie mogła zostać dłużej w Madrycie zamiast pędzić gdzieś do Grenady lub Malagi.

Tyle jeszcze przed nią. Tyle do zobaczenia. Wiedziała, że chce raz jeszcze spojrzeć, utrwalić w pamięci arcydzieła, na które patrzyła wczoraj w Prado. Lecz teraz, teraz szła w kierunku Narodowego Centrum Sztuki Królowej Zofii. Najpierw stanęła naprzeciwko gigantycznych, przeszklonych szybów windowych a potem okrążyła budynek aby stanąć pod wielkim, rudym dachem. Celebrowała tę chwilę. Już wcześniej kupiła bilety w Internecie.

Czy tylko w tym celu przyjechała do Madrytu? Zwiedziła Paryż. Była w Berlinie. Mimo młodego wieku odwiedziła już tysiąc miejsc. Ale na tę chwilę czekała od dawna, być może dlatego, że kiedy była jeszcze małą dziewczynką mama opowiadała jej o tym obrazie? Być może dlatego, że wracał do niej tyle razy w albumach, pocztówkach, a nawet w snach. Wrażliwość, delikatność, wyczucie smaku, to rzadkie cechy, chroń je – powtarzał jej ulubiony nauczyciel z liceum.

Zawsze mówili o niej, że jest wrażliwcem. Co to właściwie znaczy wrażliwiec? Może po prostu chodzi o to, że zachwycasz się światem a inni tego nie rozumieją? Jedziesz do Madrytu żeby zobaczyć na własne oczy jakiś obraz? To bez sensu. Nie możesz sobie wydrukować zdjęcia, a nawet, jak już ci tak bardzo zależy, to zrób sobie format A3 i strzel w ramki? Wydasz, góra, pięć dych. I co miała powiedzieć, że nie da się strzelić w ramki zachodu słońca nad Mekongiem, że nie sposób poznać Paryża oglądając filmy podróżnicze, że pocztówka z błękitnym oceanem, to nie to samo, co kolor wody na plażach Bali, że w ogóle nie o to chodzi? Niektórzy rozumieli jej pasje a inni: O co ci chodzi, jesteś przeczulona.

Nagle tu, w Madrycie, wszystko się odmieniło. Była pewna siebie. Wiedziała czego chce. Okrążyła budynek i w końcu weszła do środka. Muzeum Królowej Zofii to dawny szpital, który wyglądał jak klasztor. Szerokie krużganki, obszerne patio, wysokie sklepienia. Pominęła wszystkie sale. Szła w jedno miejsce. Do sali specjalnej. Od dawna znała rozkład i ekspozycje w muzeum. Przygotowała się.

Po chwili weszła do właściwej sali. Kilka osób stało przed obrazem. Półcień. Barierka ze sznurkiem, żeby nie podchodzić zbyt blisko. Picasso. Dzieło. Trzy metry czterdzieści centymetrów wysokości i prawie osiem metrów długości. Podeszła bliżej i już wiedziała, że Madryt, zamek królewski, Prado, starówka, place i uliczki były cudowne ale przyjechała tu tylko w jednym celu, żeby przeżyć tę chwilę, ten właśnie moment. Stała jak wryta, nie mogła oddychać.

Pablo Picasso namalował ten obraz w Paryżu w 1937 roku upamiętniając bombardowanie baskijskiego miasta przez niemieckie Luftwaffe w czasie wojny domowej w Hiszpanii. Artysta pracował nad swoim dziełem od 1 maja do 4 czerwca. Zastosował ciemną, monochromatyczną paletę barw, wykorzystując tylko czerń, biel i szarości. W muzeum jednak całość tonęła w sepiach, może z powodu światła? Picasso nigdy wcześniej nie malował tak dużego obrazu, musiał znaleźć pracownię, która pomieści ogromne płótno. Wynajął pałac.

Mówi się potocznie, że to obraz antywojenny. Tymczasem dla niej było to nie tylko arcydzieło malarstwa ale doświadczanie. Ekspresja, prawda, wstrząs. Drżała.

Na obrazie panuje równowaga i jednoczesne napięcie. Z natłoku elementów zachodzących na siebie wyłaniają się zgeometryzowane, wyolbrzymione postacie. Upadają. Ich usta rozdziera krzyk. Z lewej strony rozpaczająca matka trzyma martwe dziecko, nad nimi góruje sylwetka byka, symbolu Hiszpanii. Byk o niemal kobiecych rysach. Poniżej postać martwego żołnierza. Z jego złamanego miecza wyłania się delikatny kontur kwiatu. Po prawej stronie widać trzy kobiety. Jedna z nich klęczy pochylona, jakby w modlitwie. Druga próbuje rozświetlić mrok trzymaną w dłoni świecą. Ostatnia z kobiecych postaci, uwięziona w płonącym budynku, krzyczy z rozpaczą, unosząc ręce ku górze. Centralny punkt obrazu stanowi sylwetka umierającego konia przebitego włócznią. Nad jego głową widnieje lampa. Czy jest symbolem Oka Opatrzności, Boga a może niszczącej bomby?

Znała ten opis. Obserwowała poszczególne elementy lecz dla niej nie był to obraz tragiczny lecz zamknięta w przestrzeni historia: człowieka, przemocy, niewysłuchanych przestróg, nieodrobionych lekcji lecz przede wszystkim sztuki, artyzmu, mocy twórczej. Lekcja ducha. Artysta jednym dziełem może powiedzieć więcej, niż tysiąc polityków w stu tysiącach przemówień, aktów i paktów. Po jej twarzy poleciały łzy. Łzy wzruszenia.

Czasem patrzysz na dzieło i wiesz, że wszystko w nim jest takie jak trzeba i że nie ma w nim żadnej fałszywej nuty, żadnej niepotrzebnej kreski, wszystko jest boskim, idealnym przesłaniem. Nie malarz maluje lecz anioł poprzez niego.

– Wzruszające dzieło. Okrutna wojna. – Usłyszała głos za sobą. ­– Nie płacz. Może jesteśmy na tyle mądrzy, żeby to się więcej nie powtórzyło? – Za nią stała starsza kobieta z paczką chustek higienicznych w dłoni. Mówiła płynnie po angielsku.

– Nie płaczę z powodu wojny – odpowiedziała przyjmując chusteczkę – ale z radości, że mogę podziwiać ten obraz, proszę pani. Namaluję kiedyś coś równie wspaniałego.

Kobieta zrobiła dziwną minę, gwałtownie się odsunęła, jakby usłyszała coś niedorzecznego i zarazem obrazoburczego. Pokręciła głową i wyszła z sali.

– Stworzę kiedyś, coś równie wspaniałego, coś równie ważnego. –  Dziewczyna powtórzyła sama do siebie.

„81 Tajemnic”

Książka o przebudzeniu

„Przebudzenie” człowieka – jakkolwiek je rozumieć – staje się tematem powszechnego zainteresowania ludzi odczuwających niedosyt, czy pustkę. Ma to silny związek z kryzysem religii jako takiej, która poza rytuałami, nie potrafi dać człowiekowi niczego, co doprowadziłoby jego egzystencję do pełni szczęścia, akceptacji, miłości, a w konsekwencji do lekkości i nieomal pełnej zgody na wszelakie okoliczności zewnętrzne.

Książka zaprasza Cię do podróży Adama wgłab siebie. Będziesz jej świadkiem i obserwatorem, dzięki czemu możesz stworzyć własne interpretacje opowieści metaforycznych i przebudzić się na swój indywidualny sposób.

Dzięki książce możesz w końcu zrozumieć, że wszystko jest z Tobą w porządku – potrzebujesz po prostu wszelkich pytań, odpowiedzi (i rozwikłania tajemnic) poszukać w sobie, nie zaś na zewnątrz siebie. Opowieści zawarte w książce każdy może zinterpretować inaczej – nie ma tu dobrych czy złych odpowiedzi.

Najważniejsze jest jednak odkrywanie siebie – największej tajemnicy.  .

O autorach

Maciej Bennewicz

Mówi o sobie: artysta; pisarz, poeta, mentor; superwizor; założyciel Instytut Kognitywistyki; autor ponad trzydziestu książek, w tym wielu podręczników
i poradników z dziedziny psychologii
i rozwoju osobistego uznawanych za kultowe; przyjaciel zwierząt i opiekun ludzi… a czasem odwrotnie.

Posiada 20 letnie doświadczenie w branży szkoleń skierowanych do biznesu oraz 30 letnie doświadczenie w pracy z ludźmi
w różnych nurtach terapii i rozwoju osobistego.

Adam Sornek

Z zawodu jest prawnikiem – adwokatem. Praca nad „81 Tajemnic” była jedną z przyczyn dla których postanowił zrezygnować z pracy zawodowej na sali rozpraw. Przestał być człowiekiem konfliktów.
Dziś pomaga ludziom – dba o swój rozwój i rozwój innych. W pierwszym najbardziej pomaga mu sztuka (pisarstwo, muzyka),
w drugim wiedza i doświadczenie zdobyte w Instytucie Kognitywistyki Macieja Bennewicza.
Czynnie pracuje jako coach i mentor.

Inne wpisy

Zapoznaj się z pozostałymi wpisami na blogu

Zapraszamy do kontaktu...