A MOŻE JEDNAK COŚ MUSIMY?

utworzone przez | gru 15, 2020 | Blog

W coachingu uczyli mnie, że nic nie muszę, że tylko mogę – mogę chcieć. Zresztą to nie coaching wymyślił taki sposób myślenia. Przymus to przymus – boli, nikt go nie lubi i nie jest przyjemny. Gdy coś się bierze z chcenia – działa. Gdy się bierze z niechcenia – nie działa, prowadzi do cierpienia. A przecież w konsumpcyjnym społeczeństwie wszyscy dążą do przyjemności, czyż nie? Realizuje się cele, aby było przyjemnie, aby był sukces, aby było trofeum, aby coś zdobyć, żeby można pochwalić siebie przed sobą albo siebie przed innymi. Ma być w życiu miło i przyjemnie, basta! Wayne Dyer w książce „Pokochaj siebie” stworzył na te potrzeby (ukuł) pojęcie „MUSTurbation” (od ang. must – musieć), które polski tłumacz bardzo zgrabnie przełożył na MUSZTurbacja.

Rób co chcesz. Koniec i basta. Gdy robisz to czego naprawdę chcesz, będziesz szczęśliwy. Ale czy na pewno? Jest w tym założeniu jeden błąd rozumowania. Nasz mózg, jeśli włada nami, a nie my nim, zrobi wszystko, byśmy wydali jak najmniej energii. Przykładowo chcę iść na basen albo wyjść na rower, a mózg mówi „siedź w domu, włącz Netflix, zjedz frytki”. Chcę ćwiczyć komponowanie, a głowa mówi „czas posprzątać, nauka muzyki kosztuje cie zbyt wiele, a w czasie sprzątania możesz posłuchać muzyki”. Przecież te wszystkie „nie chcę” mojego mózgu, to nawyki, z reguły rodowe, pokoleniowe i destrukcyjne, bo odbierające radość życia lub dobrostan (w tym zdrowie na jego najważniejszych poziomach).

 

Gdy robiłem ćwiczenie związane z moją życiową misją, powiedziałem sobie: „Sensem wszystkich sensów jest zmiana, przeobrażenie, transformacja, rozwój, ewolucja. To globalny sens wszystkich ludzi, wszelkiego bytu, często nieuświadomiony. Przeobrażenie następuje w duchu miłości do wszelkiego istnienia”. W zasadzie tak działam – raz lepiej, raz gorzej – od trzech lat. Moim głównym zajęciem jest przeobrażanie siebie, przeobrażanie świata wokół. Ale też mój mózg często płatał mi figle, zwłaszcza gdy wierzyłem, że jego „chcę”, to co on mi podpowiada, jest tym czego naprawdę potrzebuję. Gdy nie słuchałem ciała, a tylko głowy, gdy wygrywał rozum z sercem, częstokroć nie robiłem nic. Zupełnie nic. Mogłem sobie na to pozwolić… pracowałem intensywnie przez 18 lat. Bez wytchnienia. Do tzw. zajebania. Ale gdy tak odpoczywałem, coś we mnie nadal mówiło „nie taka jest Twoja powinność”. Aż przyszedł na sesję klient z problemem – swoim, ale też moim – i zobaczyłem wszystko bardzo wyraźnie.

 

Wtedy odkryłem, że jednak każdy człowiek, każdy z nas, ma pewną uniwersalną powinność, która jest zgodna z duchem tego świata, z jego naturą, czyli przeobrażaniem się, zmienianiem się. Tą uniwersalną powinnością każdego człowieka jest prowadzić na swoje miejsce tych którzy chcą tam dotrzeć. Z jednej strony mam świadomość, że takie stwierdzenie jest „moje”, z mojego poziomu przekonań, ale znów „coś” mi mówi, że to obowiązek nas wszystkich.

Każdy z nas jest w jakimś miejscu, czegoś się nauczył, coś wie, ma jakieś doświadczenie, wiedzę, mądrość. Abyśmy wszyscy wzrastali, dojrzewali, mogli uosabiać mądrość i dojrzałość, potrzebujemy nauczycieli – tych którzy wiedzą, ale też mamy obwiązek być nauczycielami, dla tych którzy jeszcze nie wiedzą, nie doświadczyli, nie zaznali, nie poznali, nie znają drogi, błądzą. Wyobrażam sobie wielkie schody (o podobnych – jeśli mnie pamięć nie myli – pisał Gibas w „Alchemii Duchowego Rozwoju”) na których ci, którzy są wyżej, podają rękę tym, którzy są niżej.

 

Uważam, że to obowiązek każdego człowieka – pomagać wzrastać innym. Pokazać jak dość do miejsca, w którym się jest. I nie chodzi tu o wyżej – niżej, lepiej – gorzej, głębiej – płycej. Nie chodzi tu o żadne wartościowanie. Chodzi tu o dzielenie się doświadczeniem, wiedzą, mądrością, tak, aby ten, który ich potrzebuje, mógł z nich skorzystać. Tylko tyle. Aż tyle.

Moje życie mnie uczy, że im więcej daję, tym więcej do mnie przychodzi. Gdy jestem w otwartości by pomagać innym – którzy tego potrzebują i potrafią tę potrzebę wyrazić, zaadresować – świat daje mi nieomal natychmiast okazję do nauki, do wzrastania. Pojawia się jakiś mistrz – w postaci sytuacji, klienta i jego dylematu, okoliczności życiowych itp. Ten mistrz czasem jest bolesny, bo nauka boli, a boli tym bardziej, im bardziej mózg woli nie robić nic.

Więc chciejmy robić to co chcemy, ale pamiętajmy, że istnieje pewna powinność wobec świata, którą ma każdy z nas. Istnieje pewne MUST. Powinnością tą jest zaprowadzić w miejsce w którym się jest (metaforycznie rzecz ujmując) tych, którzy chcą się tam znaleźć i przyszli po pomoc.

Do tego zapraszam i do tego zachęcam każdego. Tak można zmienić świat na podstawowym poziomie.

Jeśli chcesz się ze mną skontaktować, napisz adam @sornek.pl lub fundacja @ambicje.org